Poniedziałek - XXII tyd. zwykły
poniedziałek, 2 Wrzesień 2024
Przez cały bieżący tydzień w pierwszych czytaniach będziemy czytać Pierwszy List do Koryntian, a konkretnie, jego pierwsza część, poświęcona jednemu z dwóch zaburzeń tego Kościoła, czyli rozłamom. Dzisiejszy fragment zawiera dyskretną polemikę: św. Paweł przyznaje, że w Koryncie świadomie zrezygnował z popisów oratorskich, poprzestał zaś na samym przepowiadaniu „ukrzyżowanego Jezusa Chrystusa”. Pobrzmiewa w tym jego uprzednia porażka z Aten, gdzie wspiął się na wyżyny erudycji, a mimo to nie doprowadził do nawrócenia zbyt wielu pogan ( Dz 17, 16-34). Pawłowi nie zależy na tym, przez kogo Ewangelia trafi do Koryntian – ważne, że trafi! Na czym zatem opiera się moja wiara, co jest jej motywem? To jasne, że musi być w niej trochę miejsca na osobiste dowody i znaki, na swoisty duchowy język, a także na wewnętrzną spójność. Ale czy ostatecznie moja wiara opiera się na „świadectwie Bożym”, czyli na autorytecie Boga, który sam się objawia?
Z dzisiejszego psalmu weźmy na warsztat jego środkową zwrotkę: „Jestem roztropniejszy od wszystkich, którzy mnie uczą, bo rozmyślam o Twoich napomnieniach. Jestem rozważniejszy od starców, bo zachowuję Twe postanowienia”. Przedstawiona wczoraj poetka, Nan C. Merrill, przekłada ją następująco: „Gdy poddamy się Twojej żywej obecności, miłość napełni nas blaskiem. Kiedy otworzymy nasze serca na życie duchowe, zyskamy mądrość i wolność, będziemy gotowi do służby”. Właśnie o to rozchodziło się także w pierwszym czytaniu: św. Pawłowi zależało na tym, by i on, i Koryntianie mieli wspólny punkt odniesienia, czyli „świadectwo Boga”, Jego objawienie. Na tym ma polegać chrześcijańska przyjaźń: będąc blisko siebie – we wzajemnym wtuleniu wręcz, lepiąc relację opartą na wspólnocie przeżyć – patrzeć w jednym kierunku, ku Panu, i tak celebrować Jego obecność we współdzielonym życiu duchowym.
Dzisiejsza Ewangelia uzmysławia nam, że wspomniana wyżej porażka św. Pawła z Aten rozegrała się najpierw w życiu Jezusa: „Wszyscy przyświadczali Mu i dziwili się pełnym łaski słowom, które płynęły z ust Jego” – aż chciałoby się skorzystać tutaj z Pawłowego obrazu „głoszenia świadectwa Bożego, błyszcząc słowem i mądrością…”. I Jezus, i Paweł wiedzą, że to nie wystarcza, zwłaszcza gdy słuchacze Ewangelii są już jakoś uprzedzeni względem jej głosiciela. Toteż zarówno Jezus, jak i Paweł przyjmują konflikt i akceptują napięcie, zaznaczając, że piłka leży po stronie odbiorców: „Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego” (J 3, 17n). Czy w Jezusie i Pawle pęczniał w tym momencie tak bardzo ludzki lęk przed odrzuceniem? W każdym razie, z pewnością nie osiągnął on poziomu zatrucia serca i przekładania się na jakieś wiążące decyzje.