V Niedziela Zwykła

niedziela, 9 luty 2025

Dzisiejsze pierwsze czytanie ukazuje nam powołanie proroka Izajasza. Prorok ma wizję Boga. Jest tym faktem przerażony, gdyż istniało przekonanie, że każdy, kto zobaczy Boga, umrze, tym bardziej, jeśli jest grzesznikiem, a za takiego niewątpliwie uważał się prorok. W odpowiedzi na jego przerażenie jeden z serafinów oczyszcza go żywym ogniem, który może tu symbolizować ogień Bożego miłosierdzia, gdyż serafin wypowiada następujące słowa: „twoja wina jest zmazana, zgładzony twój grzech” (Iz 6, 6). Prorok wtedy już nie waha się podjąć wezwania Wszechmocnego i odpowiada: „Oto ja, poślij mnie!” (Iz 6, 8). Wiara i gotowość Izajasza są porównywalne do tych, jakie okazał Abraham, czy Maryja. Mojżesz, prorok Jeremiasz, czy prorok Jonasz początkowo, z bojaźni czy ze złości, buntowali się przeciw Bożemu posłannictwu. Powołanie to wielkie wyróżnienie. I nie chodzi tu tylko o powołanie do stanu duchownego, czy życia konsekrowanego. Powołanym przez Boga jest każdy z nas, każdy do swojej, tylko sobie właściwej codzienności, do wykorzystywania talentów otrzymanych od Boga, do stawania się coraz bardziej doskonałym na wzór Ojca niebieskiego. Przede wszystkim jednak, wszyscy bez wyjątku powołani jesteśmy do zbawienia. W realizacji tego naszego powołania przykładem niech nam będą patriarchowie i prorocy Starego Testamentu, a najpiękniejszym wzorem – Najświętsza Maryja Panna.

Psalmista wysławia Boga za wszelkie łaski, jakich od Niego doświadczył. On bowiem wysłuchuje każdego, kto Go wzywa w potrzebie, wybawia od przeciwności, pozostaje wierny swojemu przymierzu, nawet w obliczu niewierności człowieka nie odwróci się od niego, „nie porzuci dzieła rąk swoich”, ponieważ jest Bogiem miłosiernym. Za to wszystko nie tylko psalmista, ale i każdy z nas winien oddawać Bogu cześć przez całe życie.

W dzisiejszym drugim czytaniu św. Paweł podkreśla wartość swojego powołania, wspominając jednocześnie wydarzenia paschalne i skupiając się w szczególności na zmartwychwstaniu Jezusa. Przywołuje świadectwa apostołów, którym Zmartwychwstały się ukazał, przypominając, że na koniec także on sam dostąpił tej łaski w drodze do Damaszku, dokąd zdążał, by prześladować chrześcijan. Został wtedy nawrócony i powołany. Nie z własnej woli, ani nie własną mocą, gdyż, jak sam wspomina: „za łaską Boga jestem tym, czym jestem” (1Kor 15, 10a). Człowiek sam z siebie nie jest w stanie wzbudzić w sobie powołania, potrzebuje łaski Bożej, Bożego wybraństwa. Pan Jezus sam zaznaczył, że „wielu jest powołanych, lecz mało wybranych” (por. Mt 22, 14). Nie każdy bowiem, który słyszy głos powołania, potrafi właściwie na nie odpowiedzieć. Czasem chcemy stawiać warunki, albo próbujemy coś zyskać, bądź też mamy szereg wątpliwości. Odpowiedź musi być bezinteresowna, bezwarunkowa i przepełniona ufnością. Paweł bardzo dokładnie usłyszał głos Pana i na niego odpowiedział stając się z gorliwego prześladowcy Kościoła, jeszcze gorliwszym głosicielem i świadkiem Chrystusa Zmartwychwstałego w całym Imperium Rzymskim. Nigdy nie jest bowiem za późno na to, by usłyszeć głos i odpowiedzieć na niego całym sobą.

Dzisiejsza Ewangelia prezentuje nam scenę cudownego połowu i powołania pierwszych apostołów. Perykopa ta posiada wiele wspólnych elementów z tą, z którą zapoznaliśmy się w pierwszym czytaniu. Piotr słyszy od Jezusa „Wypłyń na głębię” (Łk 5, 4) i wykonuje polecenie, choć dopiero co wrócił z bezowocnego połowu. Posłuchał Jezusa, choć prawdopodobnie buntowałby się, gdyby ktoś inny kazał mu to zrobić. Jezus już od pierwszej chwili jest dla niego kimś wyjątkowym, być może już intuicyjnie rozpoznaje w Nim Boga, chociaż boi się zapewne nawet o tym myśleć. Tym razem połów jest tak obfity, że potrzebna jest pomoc drugiej łodzi. Piotr w obliczu dokonanego cudu reaguje podobnie, jak Izajasz – przeraziła go jego grzeszność w zetknięciu z sacrum. Prosi więc Jezusa, by odszedł od niego, gdyż jest grzesznikiem. Nie wie jeszcze, że to właśnie jego, grzesznika, Jezus postanowił powołać. Kiedy więc słyszy od Niego: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił” (Łk 5, 10), bez chwili wahania, znów podobnie, jak Izajasz, udaje się za Jezusem. Nie tylko zresztą on, ale również Jakub i Jan. Z pewnością żaden z nich w tym momencie jeszcze nie ma pojęcia, co w praktyce oznaczać mają słowa Jezusa, jednak mimo to ufają Mu i podążają za Nim. Takiego właśnie bezwarunkowego, całkowitego, dziecięcego wręcz zaufania do Pana powinniśmy się uczyć od apostołów.