Komunikat o błędzie

Notice: Undefined index: HTTP_ACCEPT_LANGUAGE w eval() (linia 11 z /home/popieluszko/ftp/web_popieluszko/modules/php/php.module(80) : eval()'d code).

Zamyślenia rekolekcyjne

środa, 21 Grudzień 2016

We wtorek zakończyliśmy rekolekcje adwentowe, które prowadził ks. prof. dr hab. Henryk Skorowski - Koordynator Międzynarodowego Centrum Dialogu Międzykulturowego i Międzyreligijnego UKSW. Był to czas głębokiego zamyślenia nad „chrześcijańską odwagą bycia w świecie”. Poniżej zamieszczamy zamyślenia nad skierowanym do nas Bożym Słowem.

 

REKOLEKCJE - CZAS WYJŚCIA NA PUSTYNIĘ ABY SPOTKAĆ SIĘ ZE SOBĄ

1. Rekolekcje to czas szczególny w życiu każdego człowieka wiary. Winien to bowiem być czas zatrzymania się w biegu życia, czas zatrzymania pędzącego ekspresu własnego życia, czas wyjścia na pustynię mojego życia. Ten czas rekolekcyjnego wychodzenia na pustynię, by zatrzymać się w ciszy przed samym sobą w obliczu Boga, jest starą tradycją Kościoła. Pojęcie tradycji może oznaczać jakąś przeżytą i skostniałą strukturę. Może jednak oznaczać rzeczywistość dynamiczną – rzeczywistość wyrastającą z głębokich potrzeb człowieka. Pielgrzymowanie jest właśnie taką dynamiczną rzeczywistością, wynikającą z głębokiej potrzeby człowieka poszukującego sensu i swej pełni w Bogu. Człowiek bowiem może odnaleźć swój sens i swoją pełnię tylko i wyłącznie w Bogu. Boga zaś można spotkać tylko i wyłącznie na pustyni – w pustynnym pielgrzymowaniu.

2. Taki czas pustynnego pielgrzymowania towarzyszył ludziom od początku. Mówią nam o tym karty Biblii. Dla Abrahama, np. takim czasem pustyni stwarzającej okazję do refleksji nad sobą, była jego wędrówka z Ur do ziemi Kanaan. Ten czas rekolekcyjnej refleksji dany mi został kolejny raz jako czas namysłu nad istotą mojego chrześcijaństwa .

Czym dla mnie człowieka XXI wieku powinien zatem być rekolekcyjny czas?

3. W pierwszej kolejności powinien być czasem powrotu do rzeczywistej prawdy o człowieku.

4. PRAWDA – o człowieku!!! To pytanie o prawdę w takiej logice musi być pytaniem każdego człowieka, który chce przeżyć swoje życie na miarę wielkości człowieka jako osoby. Nie zrozumie się bowiem niczego, a szczególnie jakości postępowania bez odpowiedzi na pytanie: kim jest człowiek. Jeśli się nie dotrze do najgłębszej prawdy o człowieku, żadna odpowiedź nie będzie zasadna, będzie zawieszona w próżni, bez fundamentu, na którym się gruntuje.

5. Człowiek, który chce przeżyć swoje życie na miarę swej wielkości i na miarę zobowiązań wynikających z jego wyboru, musi znaleźć prawdę o sobie, prawdę o bezwzględnej wartości siebie jako człowieka, bo to jest podstawa całej jakości bycia w świecie. Stąd pytanie o prawdę człowieka jest fundamentem właściwej obecności w świecie.

6. PRAWDA O CZŁOWIEKU – jaka jest moja prawda o tym, kim jestem? W świetle jakiej prawdy o człowieku funkcjonuję w życiu codziennym?

7. Pytanie o prawdę człowieka jest tak stare, jak ludzkie myślenie. Tyle systemów filozoficznych i tyle nauk empirycznych rozprawiało i rozprawia o człowieku, a mimo to pozostaje on ciągle, nie do końca zgłębioną tajemnicą. Człowiek jest tajemnicą zarówno w sferze biologicznej, jak i w sferze duchowej, w sferze swoich decyzji i zachowań, w sferze swojej wielkości manifestowanej w działaniu, jak i w sferze swojej małości.

8. Na przestrzeni wieków wypracowano różne koncepcje człowieka:

  • człowiek - istota ekonomiczna /K. Marks/
  • człowiek - istota egzystencjalna /Kierkegaard/
  • człowiek - istota płciowa /Freud/
  • człowiek - byt ku śmierci /Heideger/

9. Żyjemy w świetle wielu prawd o człowieku. Która z nich jest prawdziwa? Z pewnością każda zawiera jakiś element prawdy, jakiś jej wycinek. Czy jednak jest to prawda pełna?

10. Pytanie o prawdę człowieka ma także swój wymiar religijny - powinno być pytaniem religijnym – to znaczy pytaniem, z którym człowiek przychodzi do Boga. Pięknie wyraził to nasz poeta: „czymże ja jestem przed Twoim obliczem. Prochem i niczem, ale gdym Tobie moją nicość wyspowiadał, ja proch będę z Panem gadał” /A. Mickiewicz/

11. Do tajemnicy ludzkiej natury można się zbliżyć w jeden tylko sposób - przez religię, w której sam Bóg mówi człowiekowi o tym, kim człowiek jest. Bóg ma najgłębszą prawdę o człowieku – podkreśla Jan Paweł II i mówi również, iż człowiek nie może zrozumieć siebie /kim jest/ bez Chrystusa.

12. Kim jest człowiek w świetle tego, co nam sam Bóg o nas powiedział?

Spróbujmy zadumać się nad tą prawdą. Jest to przecież prawda jakże głęboka.

  • Człowiek nie jest owocem ślepego przypadku natury. Jest chciany i ukochany, nawet gdyby wszyscy o nim zapomnieli.
  • Człowiek nie jest kawałkiem materii, która się rozsypuje. Jest dwujednią diametralnie różnych bytów: materialnego i duchowego. Ma swój duchowy, wewnętrzny wymiar.
  • Nie jest przedmiotem ale osobą, a więc istotą świadomą, wolną i odpowiedzialną. Pojęcie osoby zaś oznacza, iż człowiek nie może być zawłaszczony /nie jest własnością drugiego człowieka/, nie może być uprzedmiotowiony /traktowany jako rzecz/, nie może być reprezentowany w sferze moralnej.
  • Człowiek jako osoba posiada swoją niepowtarzalną godność. Pojęcie godności ma wymiar aksjologiczny. Wskazuje na wyjątkową wartość człowieka. Wskazuje, iż człowiek jest wartością najwyższą w świecie przerastającą wszystko.
  • Człowiek tym samym nosi w sobie cząstkę Boga, jest jego obrazem w świecie i jest partnerem Boga. Jest to niesamowicie istotna prawda, iż Bóg wybrał człowieka jako swojego partnera w dialogu miłości.

13. Tę prawdę o człowieku trzeba czytać jednak dalej. Ona ma swoje istotne dopowiedzenie. Ona dotyczy jakości ludzkich zachowań. Prawda o człowieku to także prawda o pękniętej kondycji moralnej, będącej konsekwencją grzechu pierworodnego stanowiącego próbę zajęcia przez człowieka miejsca Boga. Jeśli człowiek nie odczyta tej prawdy do końca, nigdy nie zrozumie siebie w swojej wielkości, ale także w swojej małości. Jako ludzie jesteśmy zdolni do największych, heroicznych czynów i jednocześnie zdolni do największego poniżenia. Prawda o człowieku, którą ma sam Bóg – to prawda o ludzkiej, raz jeszcze powtórzmy, pękniętej kondycji moralnej. Nikt z nas nie jest ani aniołem świętości, ani demonem ciemności. Jestem człowiekiem, który w dramacie swych wyborów obok dobra wybiera także zło.

14. Prawdę o człowieku trzeba jednak czytać jeszcze dalej – ona ma swoje kolejne dopowiedzenie. Prawda o człowieku, którą ma sam Bóg, to także prawda o moim człowieczeństwie zrehabilitowanym w Chrystusie. Jesteśmy dzięki tej rehabilitacji „nowym stworzeniem” i „nowym człowiekiem”. Jesteśmy wartością, jakiej na świecie nie ma. Cokolwiek człowiek by zrobił – tą wartością w zamiarach Boga i w jego ocenie pozostaje. Czy drogocenny kamień, który upadł w błoto przestaje być drogocennym kamieniem?

15. Tylko dzięki Bogu w Chrystusie człowiek ma klucz do poznania prawdy o sobie. W tym miejscu przypominają się słowa Pascala: „ Nie tylko nie znamy Boga inaczej niż przez Chrystusa, ale i siebie samych znamy jedynie przez Chrystusa i znamy życie i śmierć jedynie przez Chrystusa. Poza Chrystusem nie wiemy ani co to znaczy życie, ani śmierć, ani Bóg, ani my sami”. W tym miejscu przypominają się słowa Jana Pawła II wypowiedziane u początku jego pontyfikatu: „człowiek nie może sam siebie zrozumieć poza Chrystusem”, jak również słowa Psalmisty: „Kim jest człowiek, że ty Boże o nim pamiętasz”.

16. Kim w swoim myśleniu jesteś ty jako człowiek. KIM JESTEŚ? Jaką przyjmujesz prawdę o człowieku tzn. o sobie i o innych? Czy przyjmujesz tę prawdę, którą ma o człowieku Bóg – człowiek najwyższa wartość. Prawda o człowieku jest fundamentem mojej obecności w świecie. Bez tej prawdy nie ma żadnej dyskusji o życia. Rekolekcyjna pustynia potrzebna jest po to aby dotknąć prawdy o człowieku.

17. Drugim istotnym elementem rekolekcyjnej pustyni jest namysł nad sensem własnego życia, a tym samym nad prawdziwym szczęściem. To nieprawda, że człowiek raz określiwszy sobie sens swojego życia, sprawę załatwił na zawsze. Kto raz bowiem wybrał, codziennie wybierać musi. W nawale codzienności można ten wybór zagubić. I trzeba do niego wracać. Te dwie sprawy – sprawa sensu i szczęścia - stoją w ścisłej ze sobą relacji. Odnaleziony sens życia, to odnalezione szczęście. Na pustyni chodzi jednak o najgłębszy wymiar ludzkiego życia i najgłębsze szczęście człowieka, dzięki którym sensu nabiera wszystko, co człowiek robi z takim utrudzeniem w ramach codzienności. Człowiek musi raz na jakiś czas wybrać się na pustynię, aby nie zagubił się w tej codzienności.

18. Bóg wlał w naturę każdego człowieka pragnienie szczęścia, które jest w nas tak silne, jak instynkt samowychowawczy. Każdy zatem ubiega się o szczęście, różnie je sobie wyobrażając. Całą historię ludzkości można streścić w słowach: szukanie jakiegoś utraconego skarbu. Ile w tym naszym szukaniu szczęścia jest rozgoryczeń i zawodów, tylko my sami wiemy. Nasza epoka jest często porównywana do epoki ludzi rozczarowanych – epoki naznaczonej i dotkniętej tragizmem uświadomienia sobie bezsensowności wysiłków. Można by człowieka współczesnego porównać niejednokrotnie do człowieka kopiącego głęboką studnię, by dokopać się do źródła czystej wody. A tymczasem często nagrodą jest tylko garść suchego żwiru i suche dno głęboko wykopanej studni. Szukamy szczęścia, tzn. szukamy sensu własnej egzystencji. Człowiek angażuje w to wszystkie swoje siły i wszystkie możliwości, a nie znajdując go, popada w rozpacz i rezygnację. Życie bowiem bez prawidłowo ustawionego celu jest życiem tragicznym.

19. Dlatego potrzebna jest rekolekcyjna pustynia aby kolejny raz zadumać się nad najgłębszy wymiarem życia, który nadaje sens temu co robimy w codzienności. Dzięki temu nabiera sen wszystko co stanowi codzienność - radosną, ale także niejednokrotnie szara, a nawet smutna.

20. Trzecim istotnym elementem mojego rekolekcyjnego pielgrzymowania jest namysł nad moją drogą do Boga. Tylko Bóg bowiem pomaga nam odnaleźć prawdę o sobie jako człowieku i sensie życia, który w ostateczności jest naszym szczęściem. By żyć bowiem w przestrzeni sensu i przestrzeni szczęścia, trzeba mieć w życiu jakieś oparcie, jakiś fundament. Trzeba mieć w życiu coś ważnego, by nawet to, co nieważne cieszyło. Trzeba mieć coś, co cieszy trwale, by móc się cieszyć nawet przelotną chwilą. Tą podstawą dla człowieka wiary – a ja chcę być człowiekiem wiary - jest Bóg. Czas pustynnego pielgrzymowania rekolekcyjnego, to zatem czas mojego osobistego pytania o jakość mojej drogi łączącej mnie z Bogiem. Dla jednych to może dopiero czas szukania swojej do Niego drogi, dla mnie to czas jej odnawiania i porządkowania. Każdy z nas ma swoją jedyną i niepowtarzalną drogę do Boga, a z tym wiąże się obowiązek osobistej o nią troski. Tej troski nie można złożyć na barki innych ludzi. Ta troska jest moją troską, bo droga jako przedmiot tej troski jest moją jedyną i niepowtarzalną drogą.

21. Troska o swoją drogę do Boga wiedzie poprzez namysł nad właściwym obrazem Boga, który noszę w sobie. Jest to sprawa istotna – uchwycenia właściwego obrazu Boga. Jak często bowiem zniekształcamy obraz Boga w nas, pragnąc uczynić Boga na własne podobieństwo i własne potrzeby. Nawet złodzieje kształtują swój obraz Boga, do którego się „modlą”. Bóg mojej drogi nie może być Bogiem filozofów, który tłumaczy przyczyny świata; nie trzeba mi Boga, który jak zakład ubezpieczeniowy jest pomocny tylko w chwilach trudnych. Bóg mojej wiary, to Bóg – Ojciec, który jest miłością, i który obdarowuje mnie swoim życiem. Rekolekcyjne pielgrzymowanie musi być szukaniem drogi do Boga Miłości, który jest sensem i szczęściem mojego życia.

22. Czwartym istotnym elementem mojego pustynnego rekolekcyjnego pielgrzymowania musi być konieczność zobaczenie siebie w całej prawdzie. Jest to sprawa fundamentalna dla jakości własnego życia. Człowiek bowiem z jednej strony żyje w świetle tej prawdy, którą mają o nim inni, z drugiej strony tłumaczy się, usprawiedliwia, rozgrzesza ze swoich słabości i wad, nie chcąc wydać rzeczowej oceny siebie. Człowiek musi jednak mieć czas zatrzymania się w biegu życia, zrzucenia maski, w której lepiej czy gorzej odgrywa swoje role i zobaczenia siebie w całej prawdzie. Zobaczyć zaś siebie w całej prawdzie można tylko na pustyni, w spotkaniu ze sobą przed obliczem Boga. W tej relacji człowiek staje się autentyczny. Czas pielgrzymkowej pustyni to czas poznania siebie, zajrzenia w głąb samego siebie, odpowiedzenia sobie przed obliczem Boga, jakim jestem człowiekiem. To także czas ponownego uporządkowania i odnowienia siebie w swoich relacjach do drugiego człowieka, świata, samego siebie, Boga. Uporządkować zaś siebie w perspektywie wydania o sobie prawdy, to na nowo odszukać swoje miejsce w świecie, uświadomić sobie swoje możliwości, poczuć się sobą, pozostać sobą, nie zginąć w tłumie, zachować własną twarz.

23. Potrzebne jest nam zatem w XXI wieku to pustynne rekolekcyjne pielgrzymowanie po to, żeby jeszcze raz sięgnąć do prawdy o człowieku, zadumać się nad sensem własnej egzystencji, przypatrzeć się swojej jedynej i niepowtarzalnej drodze do Boga, zobaczyć siebie w całej prawdzie.

24. Warto zatem poddawać się pustynnemu pielgrzymowaniu, by powrócić człowiekiem nowym ze świadomością, że wychodzi ze mną Bóg, który jako jedyny widzi mnie w całej prawdzie swojej zatroskanej o mnie miłości. On, który widzi zawsze w całej prawdzie, pozwoli mi odnaleźć w niej siebie samego. A to jest konieczne, aby przeżyć życie na miarę swojej osobowej godności tzn. na miarę swojego chrześcijaństwa.

25. Jeśli spełnimy te cele to wydaje się, że wypełnią się słowa Boga wypowiedziane przez proroka Izajasza: „Ja was odnajdę a to wszystko co się połamało zwiążę i uleczę”.
 

WIARA DOJRZAŁA - TO WIARA W BOGA I WIARA BOGU

Uwierzyła

bo wielce umiłowała

Jak ona czuwam

Jak ona czuwam

i chcę powiedzieć

już wierzę

/ Małgorzata Dąbrowska/
 

WIARA DOJEZAŁA - WIARA W BOGA I WIARA BOGU

1. Życie nasze nie jest życiem idei. Jest wyborem i wyznaniem. Pierwszym zatem elementem naszej chrześcijańskiej obecności w świecie, czyli odwagi bycia sobą, jest wybór. To jest mój wybór.

2. Jesteśmy ludźmi wyboru. Co wybieram? Jaki wybór i wybór czego? A może wybór Kogoś. Jest to wybór wybór Boga, który jest najwyższą wartością. Oczywiście można także dokonać innego wyboru. Doświadczenie Boga powinno prowadzić do Jego wyboru. Nie zawsze tak jednak jest. Przykładem są: Kajfasz, Piłat, Judasz. Doświadczyli Boga, ale go nie wybrali. Nie byli autentyczni w swoim doświadczeniu Boga. Coś im przeszkadzało być autentycznymi. Są jednak na kartach Pisma Nowego Testamentu inne wybory. Wybory, które diametralnie zmieniały już nie tylko coś w życiu, ale całe życie. Wśród nich jest także mój wybór.

3. To ten wybór wyznacza moją obecność w świecie, a mówiąc bardziej precyzyjnie stanowi pierwszy element tej obecności. Wyraża się on w dwóch postawach: wiary w Boga i wiary Bogu. Namysł nad treścią naszego chrześcijaństwa, naszej chrześcijańskiej obecności w świecie należy rozpocząć od namysłu nad swoim wyborem, czyli nad swoją wiarą w Boga i wiarą Bogu.

4. WIARA – czy dla człowieka przyjmującego istnienie Boga jako fakt, potrzebny jest namysł nad własną wiarą? Z pewnością tak. W namyśle tym jednak nie chodzi o odpowiedź na pytanie, „czy” jestem wierzący, ale pytaniem o jakość mojej wiary. Od niej bowiem zależy także jakość mojej obecności w świecie.

5. W namyśle nad jakością swojej wiary wyjdźmy od powszechnie ludzkiego doświadczenia, które w sposób literacki wyraził Dostojewski: „ Jestem dzieckiem mojego wieku, dzieckiem niewiary i zwątpienia, aż do chwili obecnej, a nawet /wiem to/ aż do grobu. Ileż męki kosztowało mnie i kosztuje to pragnienie wiary, tym mocniejsze w mojej duszy, im więcej rodzi się w niej argumentów przeciwnych. A jednak Bóg zsyła mi chwilę, kiedy czuję się doskonale spokojny...W takich momentach stworzyłem sobie swoje Credo, gdzie wszystko jest dla mnie jasne i święte. A tym Credo jest to, że nie ma nic piękniejszego od Chrystusa” /Cyt. za R. Laurentin, Czy Bóg umarł? /s.89/.

6. Można powiedzieć, że tym powszechnie ludzkim doświadczeniem jest zmaganie się każdego świadomego człowieka, w takiej czy innej formie, w mniejszym lub większym wymiarze ze swoją wiarą. Nie ulega bowiem wątpliwości, że „wiara jest przygodą trudną. Ma swoje przypływy i odpływy. Rzadko podobna jest do spokojnej tafli jeziora, często się burzy” /Cz. Drążek, Przymnóż nam wiary, s. 29/ . Jest to w pełni zrozumiałe, biorąc pod uwagę chociażby tylko fakt, że poprzez wiarę człowiek wchodzi w inną rzeczywistość, rzeczywistość nadprzyrodzoną, a tym samym niezgłębioną, że człowiek wchodzi w relację do Boga, który w tej rzeczywistość pozostaje do końca nieogarniony. Już zatem samo myślenie i mówienie o Bogu jest sprawą trudną. Wszystko bowiem, co człowiek może powiedzieć w tej materii i pomyśleć, jest niewspółmierne w porównaniu z rzeczywistością, której dotyczy.

7. Ten nie do końca doświadczany Bóg przybliżył się do człowieka na odległość wyciągniętej ręki w osobie Jezusa. Doświadczenie Boga w osobie Chrystusa wydawało się rozwiązywać raz na zawsze problem zmagania się człowieka w dziedzinie wiary. Tu jednak ujawnia się kolejny problem. Jest to odwieczny problem Chrystusa. Chrystus stał się bowiem problemem dla wszystkich: „Był problemem dla Heroda i dlatego wysłał żołnierzy, aby Zbawiciela zabić. Był problemem dla Józefa i Maryi: „Synu, czemuś nam to uczynił?” Był problemem dla apostołów, skoro sam Chrystus ich pytał: „A wy za kogo mnie uważacie?” Był problemem dla mieszkańców Palestyny, którzy często „dziwili się” Jego mowie i Jego czynom, z najwyższym zdumieniem pytali siebie nawzajem: „Kimże On jest?” Był problemem dla Piłata: „Cóż mam uczynić z Jezusem, którego nazywają Mesjaszem?” /Cz. Drążek, Przymnóż nam wiary, s. 17/.

8. Można powiedzieć, iż każdy świadomy chrześcijanin musiał stanąć przed owym ewangelicznym pytaniem, które postawił sam Jezus: „ A wy za kogo mnie uważacie” i przełożyć go na język własnej rzeczywistości i dać swoją odpowiedź.

9. Wiara jest problemem, który sam muszę rozwiązać. Nikt tu nie jest w stanie dać za mnie rozwiązujących odpowiedzi. Ale owo zmaganie, owo rozwiązywanie jest błogosławione. Jeżeli bowiem spróbujemy głębiej przeanalizować nasze ludzkie zmagania w tej dziedzinie, owe „przypływy” i „odpływy”, tę często zburzoną „taflę naszej wiary”, dochodzimy do wniosku, że jest to nasza indywidualna i osobista droga dochodzenia do owego Dostojewskiego „Credo”, gdzie wszystko jest dla mnie jasne i święte. Jest to droga dochodzenia do tego, co człowiek może określić: MOJA WIARA. Droga do mojej wiary idzie poprzez: „odpływy” i „przypływy”, „wzburzenia i spokoje”, które są niczym innym jak dookreślaniem, wyjaśnianiem, wychodzeniem z wątpliwości, a tym samym dojrzewaniem do takiej wiary, która jest autentycznie moja.

10. Autentyczna, osobista wiara nie jest i być nie może niezmiennym stanem, ale ciągle trwającym procesem, w którym człowiek przekładając na język własnej rzeczywistości wiele pytań, wątpliwości i problemów, kształtuje to, co jest jego, własną wiarą. Bezwzględną powinnością osoby jest podejmowanie refleksji na swoją wiarą, powracanie do spraw dawno już w zasadzie „załatwionych”, aby na nowo i w sposób dojrzały je przemyśleć. Jeśli bowiem zabraknie owego zmagania pozostaje się na płaszczyźnie pierwotnej, płaszczyźnie skostniałych struktur i schematów, które muszą runąć w konfrontacji z życiem.

11. MOJA WIARA – na pustyni, dokonując namysłu nad swoją chrześcijańską obecnością w świecie trzeba pytać o jakość swojej wiary. Jaka jest moja wiara, poprzez którą dokonuje się mój wybór?

12. Wiara musi stać w samym centrum życia człowieka. Nie może być czymś dodanym do mojego życia. Wiara musi wchodzić na wszystkie „piętra” egzystencji człowieka, tzn. ogarniając go całego. Używając pojęcia „piętra ludzkiej egzystencji” myślimy przede wszystkim o świadomości człowieka i jego działaniu. Wiara stojąca w centrum ludzkiej egzystencji to najpierw rzeczywistość kształtująca samego człowieka, jego świadomość w zakresie prawdy o świecie, życiu, człowieku, Bogu, dalej kształtująca jego działanie, o którym mówić będziemy w innych konferencjach. Tu tkwi istota problemu: tylko moja wiara może stanowić rzeczywistość ogarniającą mnie całego.

13. Jaka jest ta moja wiara? Czy jest ona wiarą dojrzałą, tzn. na miarę wielkości i godności człowieka? Moja wiara na miarę wielkości człowieka nie może być skostniałą strukturą, zespołem suchych prawd, pustymi schematami. W dojrzałej wierze musi być kilka ważnych elementów. W pierwszej kolejności musi być autentyczne „uwierzenie”. Brzmi to nieco dziwnie. Ale to jest fakt. W dojrzałej wierze musi być uwierzenie, a nie tylko przyjęcie katalogu suchych prawd. Wystarczy zanalizować Biblię w wymiarze Starego i Nowego Testamentu, by przekonać się o obowiązku autentycznego uwierzenia jako nieodzownego elementu wiary dynamicznej, którego Bóg domagał się od człowieka /Noe, Abraham, Prorocy/. Ten obowiązek stawiał przed człowiekiem Chrystus.

14. Uwierzenie autentyczne, to nic innego jak po prostu otworzyć się na Dobrą Nowinę, która dla człowieka jest prawdą, i którą przyniósł ludziom Chrystus. A ponieważ on sam jest Prawdą jedyną i najgłębszą, jest to otwarcie się na przychodzącego Chrystusa po to, by go przyjąć. To jest właśnie autentyczne uwierzenie - przyjęcie Boga w centrum mojej ludzkiej wolności. Nie jest ono tylko i wyłącznie przyjęciem prawd i to często prawd abstrakcyjnych, suchych formuł i definicji, ale pełnym przyjęciem Boga. Uwierzenia nie można pojmować sucho i abstrakcyjnie od strony tylko i wyłącznie intelektu, ale osobowo. Jeśli się nie wejdzie w ową płaszczyznę osobowego spotkania mojego „ja” z Bożym „Ty”, w którym to spotkaniu przyjmuje Boga, nigdy się autentycznie nie uwierzy. Wiara nie jest tylko sprawą intelektu, dzięki któremu można dotrzeć do rzeczywistości niewidzialnej, ale jest czymś więcej, decyzją całego człowieka, radykalnym wyborem Boga. Obrazuje to Nowy Testament ukazujący cały katalog spotkań Chrystusa z człowiekiem. Istotą tych spotkań jest zawsze wymiar osobowy – spotkanie osoby Boga z osobą ludzką. To właśnie w tych spotkaniach dokonywał się najczęściej radykalny wybór osoby Boga idący tak daleko, że ludzie zmieniali nie tylko coś w swoim życiu, ale diametralnie całe życie. W osobowym wymiarze wiary jest tak jak w miłości: dwoje ludzi spotyka się, poznaje, a potem już nie wyobrażają sobie życia bez siebie.

15. Raz jeszcze powtórzmy, iż wiara musi mieć osobowy a nie rzeczowy wymiar, jeśli ma być wiarą autentyczną. W wierze musi być osobowe spotkanie. Tylko w spotkaniu mojej osoby z osobą Boga dokonuje się jego przyjęcie, a to jest wymóg wiary autentycznej.

16. W tym miejscu trzeba powiedzieć jeszcze jedno, że Bóg w akcie uwierzenia staje w centrum wolności tym bardziej, im bardziej człowiek tego chce, tzn. im bardziej potrafi się otworzyć w tym osobistym spotkaniu swojego „ja” z Bożym „Ty”. Bóg bowiem wciela się w podmiot ludzki na tyle, na ile człowiek wyraża zgodę w swej wolności. Jest to stwierdzenie bardzo istotne: moja wiara o ile ma być wiarą autentyczną, czyli przyjęciem Boga, ZALEŻY OD MOJEJ WOLNEJ DECYZJI. Oznacza to, że jakość mojej wiary zależy ostatecznie ode mnie.

14. MOJA WIARA W BOGA– jaka jest? Dynamiczna, czy skostniała? Jest to pytanie o to, czy w mojej wierze jest spotkanie osobowego Boga czy tylko przyjęcie suchych prawd.

15. Drugim elementem wiary jest zawierzenie czyli nadzieja. Nasz wybór bowiem nie jest tylko wiarą w Boga, tzn. przyjęciem Go w samo centrum ludzkiej wolności, ale także wiarą Bogu, czyli zaufaniem i oddaniem się Jego woli. „Prawdziwa wiara jest więc wiarą w Boga i wiarą Bogu, który jest wart naszej nadziei i godzien naszej miłości. A zatem wiara bez nadziei i bez miłości, kiedy już razem „nie trwają te trzy”, nie jest wiarą prawdziwą; jest to wiara martwa, trup wiary i do trupa porównuje taką wiarę św. Jakub /Jk 2,17 i 26/. Taka wiara nie jest wiarą w Boga prawdziwego, ale jest wiarą zwyrodniałą w Boga nieprawdziwego, który już przestał być Bogiem godnym zaufania, nadziei i miłości. Sfałszowanie i tym samym uśmiercenie wiary prawdziwej odwraca nas od Boga prawdziwego, od Ojca Jezusa Chrystusa i Ojca naszego, od Boga nadziei /Rz 51,13/ i od Boga miłości /1 J 4,8,16/, a pogrąża nas w beznadziei i w niemiłowaniu, w rozpaczliwej i groźnej samotności. To o niej mówi św. Jakub, porównując ją z wiarą złych duchów, które wierzą i drżą w samotności potępienia /Jk 2,19/.” /Mieczysław Bednarz, Między wiarą i miłością – nadzieja, s. 117/. Wiara Bogu to po prostu nadzieja wynikająca z przyjęcia Boga.

16. NADZIEJA – matka głupich? Czy matka rozsądnych? Nadzieja to matka tych, którzy przyjęli Boga, czyli matka ludzi wierzących w Boga, a tym samym Jemu ufających. Nie ma bowiem prawdziwej nadziei poza Bogiem. Nadzieja poza Bogiem jest matką naiwnych. Nadzieja zaś wynikająca z wiary z owego przyjęcia Boga w samo centrum ludzkiej wolności jest matką homo viator – człowieka w drodze, a takim jest chrześcijanin. Nadzieja jest konsekwencją wyboru Boga – mojej wiary. Nie ma zatem prawdziwej wiary bez elementu nadziei.

17. Wiara Bogu to zatem moja nadzieja! Namysł nad moją chrześcijańską obecnością w świecie wymaga także namysłu nad moją nadzieją jako nieodzownym elementem wyboru Boga. Żeby zrozumieć sens tego namysłu trzeba odwołać się do krótkiej charakterystyki współczesnej rzeczywistości, w którą to rzeczywistość wpisany jest nasz los. M. Bednarz tak ją charakteryzuje: „Na tym świecie przyszło nam żyć w czasach trudnych. Określenia, jakie nadano naszym czasom, nie są pocieszające. Wizja poetycka tych czasów przeraża swą ponurością /.../ Egzystencjaliści z kart powieści i desek sceny głoszą gorzką nowinę absurdu i rozpaczy /.../ Ale nie tylko artyści demaskują nędzę i grozę naszych czasów. Kalkulując na zimno, dziś z pomocą komputerów, biją na alarm uczeni Wschodu i Zachodu” /Mieczysław Bednarz, Między wiarą i miłością – nadzieja, S. 119-120/.

18. Nie ulega wątpliwości, że właśnie taka współczesna nasza rzeczywistość po prostu woła o nadzieję. Dotykamy w tym miejscu wielkiego paradoksu. Otóż współczesny człowiek często odrzuca Boga, a jednocześnie szuka jakiejś nadziei.

19. To właśnie w tej rzeczywistości paradoksu jak jasny promyk przebija się wołanie o nadzieję. Wyraził to między innymi Diego Fabri w swoim „Procesie Jezusa”. - Wasz Jezus nie zbawił świata. On co najwyżej przyniósł nadzieję tym, którzy zwątpili o świecie – mówi ateista. Ale może właśnie ta nadzieja wystarczy, żeby świat i człowieka zbawić – odpowiada kapłan katolicki, wyraziciel nadziei /Mieczysław Bednarz, Między wiarą i miłością – nadzieja, s. 118/. Wydaje się, iż ten dialog jest jakimś symbolem wołania świata współczesnego o nadzieję.

20. Wybór Boga poprzez wiarę – to wybór Boga nadziei. Pięknie oddał to K. Wierzyński:

„Obumarły nasze wierzenia,

Lecz Bóg nas tu szuka stale

I mówi, że nic się nie zmienia

Wszystko ludzkie ku jego chwale

I w nocy, gdy sny nam się mącą

I czeluść otwiera się pusta

Pochyla się i gąbką rzeźwiącą

Gorzkie obmywa nam usta.”

21. Katolik to człowiek nadziei. Muszę być człowiekiem nadziei. Jest to ta nadzieja, którą wraz z miłością Ojca przyniósł światu Jezus. Stąd całe chrześcijaństwo jest jednym, nieustannym przejawem nadziei: „Tobie Panie zaufałem , nie zawstydzę się na wieki”. „Pan da siłę swojemu ludowi, Pan da swojemu ludowi błogosławieństwo pokoju”. Nie ma chrześcijaństwa poza nadzieją. Jako człowiek wiary nie mogę żyć poza nadzieją. Św. Paweł wyraził to w sposób jednoznaczny: „Teraz trwają te trzy: wiara, nadzieja, miłość”. Kiedyś pozostanie tylko miłość. Ale teraz trwają i muszą trwać te trzy.

22. Poprzez wiarę przyjmuję zatem Boga Nadziei. Jest to Bóg przymierza z człowiekiem, a w konsekwencji Bóg obietnicy, dalej, Bóg wierny, a więc nie cofający swojego słowa, Bóg, którego nie jest w stanie nic zrazić do człowieka. Takiego Boga przyjmuję w centrum swojej wolności poprzez wiarę. To zatem moja wiara niesie ze sobą element zaufania, czyli nadziei. Moja wiara bez zaufania, czyli nadziei byłaby wiarą nieprawdziwą. Nie byłaby to bowiem wiara w prawdziwego Boga.

23. Jaka winna być moja nadzieja, aby była prawdziwa i dynamizowała moją obecność w świecie. Podobnie jak wiara nie może być skostniałą strukturą. Musi mieć swój wymiar osobowy. Podstawą mojej nadziei jest bowiem Bóg – Osoba przyjęty w samo centrum wolności poprzez wiarę. Jest to Bóg, który kocha człowieka, który chce człowieka, który miłością powołuje, który nigdy we mnie nie zwątpił. Pięknie ten element wiary Boga w człowieka, tego, iż Bóg nigdy nie zwątpił w człowieka oddał A. Słomiński w opowiadaniu „Jak to było naprawdę”: „Zmęczona Osoba /Jezus/ leżał na kanapce, a ja przysiadłem się na brzeżku i zapytałem go po cichu – Powiedz Pan mi tylko jedno, pod hajrem. Ja nikomu nie powtórzę. Czy warto było wtedy dać się tak męczyć z powodu ludzkości, gdy pan pierwszy raz zawitał na tak zwany padół? To on się spojrzał na mnie dużemi, smutnemi oczami i powiedział po hebrajsku –Kto mówi warto? Wypluj pan to słowo” /Antoni Słomiński, Jawa i mrzonka, s. 72/.

24. Bóg w osobie Jezusa Chrystusa jest podstawą mojej nadziei. Bóg sam jest moją nadzieją. Ona zaś sama w swym wymiarze osobowym jest Bożym „tak” wypowiedzianym w moim kierunku, wypowiedziane jako afirmacja mojej osoby. Ale w prawdziwej nadziei musi także być ludzkie „tak” skierowane do Boga – jako moja odpowiedź na Bożą wolę afirmacji mnie. W prawdziwej nadziei te dwa „tak” spotykają się i są już nierozdzielne /Mieczysław Bednarz, Między wiarą i miłością – nadzieja, s. 125-126/. Czy moja nadzieja jest osobowym „tak” wypowiedzianym w kierunku osobowego „tak” Boga?

25. Jeżeli moja nadzieja jest spotkaniem mojego „tak” z Bożym „tak”, czyli zgodą na tę wizję, którą Bóg ma wobec mnie, to niewypowiedzenie tego „tak” jest rozpaczą. Rozpacz tak rozumiana zawiesza człowieka w próżni bez oparcia. Odrzucając Boga, gubi człowieka. Jak stwierdza Mieczysław Bednarz: w czym jest zasługa egzystencjalistów typu: Sartre’a, Camusa, a przede wszystkim Becketta? Udowodnili nam, że gdy się nie wypowie tego „tak” jako akceptacji Boga i jego wizji moich losów, tzn. gdy to tak mówi się nie osobie Boga, ale: klasie, państwu, rewolucji, dobru wspólnemu, na końcu czeka zawód, absurd i rozpacz. Końcówka jest zawsze beznadziejna, smutna a często obrzydliwa. Udowodnili nam, że ostateczną konsekwencją ateizmu jest beznadzieja, bo jeśli nie ma Boga, któremu mówi się „tak”, nie ma w kim pokładać nadziei. Nadzieja jest wtedy matką naiwnych /s.127/.

26. MOJA NADZIEJA! – czy jest tym całkowitym „tak” powiedzianym w kierunku Bożego „tak”, czy w ten sposób jest całkowitym oddaniem się Bogu osobowemu? Czy potrafię się zdobyć na tak rozumianą nadzieję, a raczej przyjąć jej dar. Zdobyć się to przezwyciężyć lęk przed ryzykiem. To ryzyko powiedzieć „tak” Bogu, którego się nie widzi, ale którego słowu i obietnicy się ufa, jak dziecko ojcu. Stać się człowiekiem tak rozumianej nadziei, to znaczy powiedzieć „tak” mimo wszystko, a tym samym zrezygnować z ziemskich podstaw nadziei. Jest to sprawa trudna. Wymaga bowiem przezwyciężenia ziemskiego empiryzmu. Wymaga to wyjścia z ciemności na światło, które nie jest światłem tego świata.

27. Nadzieja, to drugi z elementów mojej dojrzałej wiary, który jest pierwszym wymiarem mojej chrześcijańskiej obecności w świecie. Jest ona sprawnością człowieka w drodze /homo viator/.

28. Trzecim elementem wiary twórczej czyli dojrzałej jest przyjęcie prawdy. Przyjmując bowiem Boga w samo centrum swojej wolności przyjmuje prawdę, która jest On sam. Tak – mój Bóg jest Bogiem prawdy. To nie jest Bóg daleki od człowieka. To jest Bóg, który przychodzi do człowieka z całkowitą i ostateczną prawdą. On sam jest Prawdą, w której odnajduje odpowiedzi na wszystkie nurtujące mnie pytania i problemy. Nie ma takiego pytania, na które nie znalazłbym odpowiedzi w moim Bogu. Nie ma takiego problemu, którego nie rozwiązałbym w moim Bogu. To w tej prawdzie, którą jest On odnajduje odpowiedzi na pytanie: kim jest człowiek, jaki jest cel jego życia, czy jest świat. Znajduje także odpowiedzi na pytanie o sens cierpienia samego w sobie bezsensownego, a także mojego przemijania i umierania. To stawia jednak przede mną obowiązek nie tylko przyjęcia prawdy jaką jest Bóg ale także obowiązek ciągłego zgłębiania tej prawdy. Jest to w ostateczności pytanie o jakość mojej świadomości i wiedzy religijnej. Jaka jest moja wiedza religijna, jaka jest moja znajomość prawd religijnych, jaka jest moja świadomość religijna – pytania o autentyczność mojej wiary.

29. Czwartym elementem wiary twórczej jest akceptacja określonego systemu wartości. Przyjmując Boga w samo centrum swojej wolności, przyjmuję nie tylko określoną prawdę, ale także określoną kulturę etyczną. To jest ta kultura etyczna, którą przekazał nam Chrystus – Słowo Boga skierowane do nas – na Górze Błogosławieństw. Błogosławieństwa jako program etyczny to propozycja Boga skierowana do człowieka – propozycja takiego systemu wartości moralnych, który z jednej strony wyznacza właściwą perspektywę funkcjonowania człowieka jako osoby, z drugiej zaś strony jest w stanie człowiekowi zapewnić szczęście, a więc to, co jest istotą życia każdego z nas.

30. Program błogosławieństw jest programem dla ludzi wyboru Boga. Jest elementem mojej wiary w Boga. Przyjmując bowiem Boga, człowiek przyjmuje określoną prawdę. Jest to także prawda o dobru moralnym. Program etyczny ośmiu błogosławieństw jest programem dla tych, którzy wybrali Boga jako wartość fundamentalną, a tym samym przyjęli prawdę, że jako osoby nie są jednym z przedmiotów świata, ale partnerami samego Boga w dialogu miłości. Program ośmiu błogosławieństw jest jedynym sposobem bycia partnerem Boga w dialogu miłości – tej miłości, która ma czynić świat lepszym – na miarę wielkości i godności człowieka – bo właśnie nam ludziom ten świat został dany i zadany jako środowisko życia i stawania się.

31. Program etyczny ośmiu błogosławieństw, jako element wiary w Boga, jest programem dla ludzi tej ziemi – ludzi, którzy wybrali Boga. Jest programem dla ludzi, którzy mają świadomość, że nie są owocem ślepego przypadku, ale partnerami Boga w dialogu miłości. Pytając o jakość swojej wiary w Boga, trzeba pytać o wierność tej kulturze etycznej. Człowiek przyjmujący Boga w samo centrum swojej wolności wybiera także wierność odpowiedniej kulturze etycznej. Z przyjęciem Boga wiąże się bowiem przyjęcie kultury etycznej. Pytanie o wierność tej kulturze jest pytaniem o jakość swojej wiary w Boga.

32. Moja wiara jaka jest? Jest to pytanie nie o to czy wierzę. Jakoś bowiem wierzę. Jest to pytanie o jakość mojej wiary a to musi wieść przez pytanie, czy w mojej wierze jest spotkanie i przyjęcie osobowego Boga, czy jest w niej zaufanie Bogu, czy jest w niej przyjęcie najgłębszej prawdy i czy jest w niej akceptacja nowej kultury etycznej.

33. Moja wiara – jaka jest? Roman Bradstheter dokonując namysłu nad swoją wiarą pisał: „Panie nędzna jest moja wiara jak kości ogryzione przez szakala. Tak nędzna, że ja nawet nie potrafię powiedzieć czy ja naprawdę w ciebie wierzę”. Gdyby nawet taka była moja refleksja dotycząca mojej wiary to nie jest to powód do zniechęcania. Jest to powód by bardziej wołać: „Panie przymnóż mi wiary”.

 

NIE MOŻNA BOGA WYBRAĆ JEDNOCZEŚNIE GO NIE WYZNAJĄC – BYCIE ŚWIADKIEM

1. Nie można Boga miłości, nadziei, prawdy, przynoszącego odpowiednią kulturę etyczną wybrać jednocześnie Go nie wyznając. To byłaby logiczna sprzeczność. Konsekwencją wyboru Boga jest świadectwo.

2. WY JESTEŚCIE ŚWIADKAMI TEGO – słowa, z którymi Chrystus zwrócił się do uczniów po swoim zmartwychwstaniu miały szczególny charakter. To nie były słowa propozycji do dyskusji. To nie były słowa perswazji czy namowy. To były słowa zaborcze i w jakimś sensie bezwzględne choć bez przymusu i gwałtu, który mógłby ubliżyć godności człowieka. W tym sensie były to słowa jednoznacznie określające rzeczywiste miejsce tych ludzi w rzeczywistości świata, który został im w ten sposób zadany na nowo. To rzeczywiste miejsce określone zostało przez samego Chrystusa pojęciem „świadek”. Już wcześniej, przed swoją śmiercią i zmartwychwstaniem, Chrystus niejako zdefiniował pojęcie świadka: „Wy jesteście światłością....Nie może skryć się miasto...Niech świeci światłość wasza...”. Wtedy to jednak była stara rzeczywistość, a słowa te zaproszeniem i propozycją. Były to słowa otwierające nowe perspektywy. Przyjęcie ich oznaczało opuszczenie rodzinnych brzegów, odjęcia rąk od sieci, wycofania myśli i serca z wieloletniego przywiązania do dotychczasowego życia. Wtedy były to jednak, raz jeszcze powtórzmy, słowa zaproszenia i propozycji wraz ze zdefiniowaniem istoty tej propozycji.

3. Musiały zatem te słowa paść także w nowej rzeczywistości w perspektywie Jego zmartwychwstania. Słowa, które stały się już nie propozycją, ale bezwzględnym imperatywem. To już nie była propozycja do dyskusji. To był obowiązek bycia świadkiem. Chodziło po prostu o postawę ludzi, którzy poznali i dotknęli Boga – Prawdy w najgłębszej jej istocie. To właśnie doświadczenie Boga – Prawdy wywiera moralną i psychiczną presję idącą tak daleko, że człowiek nie może nie świadczyć. Sama natura tej Prawdy domaga się świadczenia. Nie można prawdy zatrzymać dla siebie. Jej nieświadczenie byłoby religijnym egoizmem. To byłby także gwałt zadany swojej naturze stworzonej na obraz i podobieństwo Najwyższej Prawdy. I dlatego te słowa Chrystusa są bezwzględnym imperatywem niedopuszczającym dyskusji: WY JESTEŚCIE ŚWIADKAMI... nie może być inaczej. Ten imperatyw zostanie zinterrioryzowany. To „wy jesteście świadkami...” stanie się dla uczniów Chrystusa „my jesteśmy świadkami...”, co podkreśla na kartach Biblii św. Piotr. I tak już będzie – Magdalena spotykając Go idzie i daje świadectwo, dwaj w drodze idą i świadczą o prawdzie – i tak już będzie. Nie może być inaczej.

4. BYĆ ŚWIADKIEM BOGA – W NOWEJ RZECZYWISTOŚCI.

Wy jesteście tego świadkami...” odnosi się także do mnie. Jest to nie tylko Jego nakaz, ale naturalna moja potrzeba, potrzeba człowieka, który przyjął Boga w samo centrum swojej wolności. „Wy jesteście świadkami...my jesteśmy świadkami...ja jestem świadkiem...” A więc świadectwo o tej prawdzie zostaje zwielokrotnione przez coraz to nowe pokolenia uczniów Chrystusa. Jestem wśród nich także ja, ze świadomością tego, co powiedział kard. Suenens: że „dla wielu ludzi jedyną Ewangelią jaką spotkają w swoim życiu, to my sami”. Moje świadectwo jest istotnym elementem mojej twórczej wiary.

5. W czym zatem wyraża się świadectwo jako element mojej twórczej wiary? Miłość jest fundamentalnym dobrem moralnym, które jest wyznacznikiem naszego świadectwa Bogu. Jest ona istotą etyki Chrystusa, o której psalmista tak pisze:

„Kto będzie przebywał w Twym przybytku Panie?

  • Ten kto postępuje nienagannie
  • Działa sprawiedliwie
  • Mówi prawdę – oszustwa nie głosi
  • Nie czyni bliźniemu nic złego
  • Nie ubliża sąsiadowi
  • Nie daje swych pieniędzy na lichwę
  • Nie da się przekupić przeciw niewinnemu
  • Ten, kto dotrzymuje przysięgi”.

Św. Paweł tak określa istotę tej etyki : „miłość, która nie zazdrości, nie unosi się pychą, nie szuka swego, wszystko przebacza”.

6. Czym jest miłość jako istota naszego świadectwa?

Jest jedynie właściwym sposobem życia człowieka w świecie innych osób. Jest jedynie właściwym człowiekowi jako sobie stylem bycia – relacyjnym stylem bycia.

7. Człowiek jest osobą. Mimo, iż pozostaje w wielu relacjach, to żadna z nich nie jest w stanie go zaspokoić, jak tylko jego relacja do drugiego człowieka jako jednostki i wspólnoty osób. A tylko świat innych osób stanowi właściwe człowiekowi środowisko życia. Stwarza ono bowiem szczególny typ relacji – relacji o charakterze osobowym, coś jedynie właściwego człowiekowi. W tej relacji następuje bowiem spotkanie wartości: wartości mojego „ja” z wartością twojego „ty”.

8. Tu właśnie ujawnia się miłość jako fundamentalne dobro moralne. Jest ono treścią relacji osoby do osoby, człowieka do człowieka. Miłość jest zatem relacyjnym sposobem bycia człowieka w świecie ludzi. To właśnie w tej relacji moje „ja” odkrywa drugiego człowieka jako wartość. Ta z kolei odczytana wartość, jakim jest to drugie „ja”, żąda uznania i zajęcia wobec siebie odpowiedniego stosunku, tzn. sposobu myślenia, chcenia, a przede wszystkim działania. Człowiek jako uznana wartość nie pozostaje tylko w sferze intelektualnej, ale wymaga zaangażowania wobec drugiego człowieka czyli mojego zaangażowania wobec Ciebie. Co więcej, to zaangażowanie nie jest posiadaniem Ciebie, tak jak posiada się rzecz. Moje „ja” stając naprzeciwko twojego „ty’ nie dąży do posiadania Ciebie. Ja traktuję cię jako wartość, a więc otwieram się wobec tego „ty”, aby cię przyjąć i ubogacić.

9. Człowiek jako osoba chce być kimś dla drugiego i potrzebuje takiego Kogoś dla którego może być kimś. Jeśli nie znajdzie, czuje się zaprzeczony w swojej istocie. Czuje się zaprzeczony w swej egzystencji. I to jest właśnie miłość jako - fundamentalne dobro moralne. Jest treścią relacji człowieka do drugiego człowieka. Miłość jako dobro jest afirmacją drugiego człowieka jako jednostki i wspólnoty osób ze względu na jego wartościowość. Jest otwarciem się na drugiego człowieka, by go przyjąć i ubogacić. Jest dynamicznym wychodzeniem w kierunku drugiego człowieka, go by go zaafirmować przez afirmacje jego wartości. Tak rozumiana miłość jest fundamentalnym elementem naszego świadectwa.

10. Istotą naszego świadectwa jest miłość. Jest jedynie właściwym sposobem istnienia człowieka. Jest to zawsze miłość człowieka dla niego samego. Nie bez podstaw należy to akcentować. Często bowiem z tego co najpiękniejsze, z naszej chrześcijańskiej miłości my sami czynimy karykaturę.

11. Miłość chrześcijańska – jak należy ją ujmować? Czy rzeczywiście w naszym ujęciu jest to miłość człowieka dla niego samego? Jaka zatem miłość – czy w chrześcijaństwie kochamy człowieka dla Boga? Czy kochamy go dla niego samego? Jaka zatem miłość? Jak zatem kochać, by kochać dojrzale na miarę wielkości człowieka i wielkości naszego chrześcijaństwa?

12. Trzeba powiedzieć tak:

  • kiedy pod wpływem mojej religijnej motywacji /dla Boga/ daję poznać bliźniemu, że kocham Boga, a jego tylko dlatego, że Bóg tak kazał
  • kiedy daję człowiekowi odczuć, że on sam w swej osobowości, w swym indywidualnym człowieczeństwie właściwie mnie nie interesuje i gdyby nie nakaz Boga opatrzony obietnicą nagrody i pogróżką kary, nie miałbym dostatecznej racji kochania go,
  • gdy daję człowiekowi odczuć, że kocham go tylko i wyłącznie ze względu na Boga, i że on człowiek jest dla mnie środkiem do okazania Bogu mojej miłości,
  • gdy daję odczuć człowiekowi, że jest mi potrzebny, bym mógł korzystając z jego istnienia udowodnić Bogu i sobie, że kocham Boga, bo spełniam jego nakaz kochania,

- tyle razy zamiast kochać człowieka po prostu UBLIŻAM MU /Mieczysław Bednarz, Dla Boga? Dla człowieka?, s. 80/. Bóg nie chce takiej miłości człowieka do człowieka. To jest karykatura miłości jako relacji człowieka do człowieka. W takim pojęciu miłość jest po prostu egoizmem. To nie jest chrześcijańska miłość.

13. To właśnie tak pojmowana i niejednokrotnie przez nas realizowana miłość człowieka dla Boga, człowieka ze względu na Boga – budzi sprzeciw współczesnego świata i wołanie o miłość człowieka dla niego samego. Świat bowiem wyczuwa, że miłowanie człowieka z podporządkowaniem go komuś innemu, choćby to był sam Bóg jest jakąś degradacją człowieka, który przecież w zamyśle Boga jest jego partnerem. Człowiek po prostu nie chce, aby miłość do człowieka była relatywna i podporządkowana. Chce, by była absolutna i bezwzględna. Człowiek chce być wartością godną kochania samą w sobie. I dlatego świat w odpowiedzi mówi o humanizmie poza Bogiem, a nawet wbrew Bogu, który swej miłości chce podporządkować miłość ludzką. I tu rodzi się miłość ludzka do ludzi o cechach wyraźnie laickich a nawet ateistycznych /Mieczysław Bednarz, Dla Boga? Dla człowieka?, s. 82/.

14. Moja chrześcijańska miłość człowieka – jak więc kochać po chrześcijańsku, by kochać człowieka, a nie ubliżać mu i go nie degradować? Czy można kochać człowieka dla niego samego, a więc miłością absolutną? Nie tylko można, ale trzeba. Czy jest to możliwe? Tak, jest możliwe.

15. Rozwiązanie tego problemu można znaleźć tylko w Bogu, który będąc Miłością stał się człowiekiem i rozlał miłość Bożą w sercu ludzkim. Oznacza to, iż Bóg chce, byśmy kochali człowieka tak, jak człowieka kocha Bóg. Trzeba kochać człowieka miłością Bożą, która jest w nas. /Mieczysław Bednarz, Dla Boga? Dla człowieka?, s. 86/. Potrafię kochać człowieka dla niego samego – ponieważ otrzymałem miłość. Otrzymałem ją od samego Boga.

16. Prawdziwie chrześcijańska miłość – moja miłość – to zatem miłość człowieka dla niego samego. Ta miłość jest ciągłym wyzwaniem. Dzięki niej dokonuje się humanizacja świata poprzez ubogacanie rzeczywistości takimi wartościami, między innymi, jak: solidarność, sprawiedliwość, tolerancja. Jest to ciągle aktualne wyzwanie. Ta humanizacja tylko po części się udała. Wspomnieliśmy już, że gdy chrześcijaństwo z swoim imperatywem tak rozumianej miłości stawiało pierwsze kroki na brukach Romy, to tym imperium rządzili albo wariaci albo tyrani. Trzeba było długotrwałego realizowania miłości, by wykreować inne ideały – ideały kochania człowieka dlatego, że jest człowiekiem. Po części tylko to się udało. A więc jest wyzwaniem, które stoi także przede mną u początku III tysiąclecia.

17. Aby tak jednak było człowiek musi uwierzyć, że jest zdolny tak kochać i że drugi człowiek jest zdolny do kochania dla niego samego. Jest bowiem w swej najgłębszej istocie Boży.

 

ŚWIADEK TEŻ MOŻU UPADAĆ . SAKRAMENT POKUTY – POWRÓT W RAMIONA OJCA

1. Realizacja miłości – oto główna idea naszej chrześcijańskiej obecności w świecie. Wynika ona z naszego wyboru Boga, a w swej najgłębszej istocie jest wyznaniem Boga w świecie dzisiejszym. Miłość realizowana w wolności jest zatem punktem ciężkości tej idei. Jest to dobro, do realizacji którego jesteśmy w sposób bezwarunkowy wezwani.

2. Tak rozumiana nasza obecność jak wspomnieliśmy ma mieć charakter bycia świadkiem. Sam Chrystus zdefiniował świadka: „Wy jesteście światłością świata...Wy jesteście solą ziemi...Nie może skryć się miasto leżące na górze...Tak niech świeci wasza światłość przed ludźmi...”

3. Jezus jednak na kartach Ewangelii ostrzega przed fałszywymi świadkami, zgubnymi nauczycielami, pseudoświadkami, którzy zawsze byli, i którzy chcieli formować człowieka i świat na swoją modłę, powołując się jednocześnie na najpiękniejsze ideały. Powołując się na najpiękniejsze ideały chcieli wygrywać swoje sprawy, potrafili także naukę samego Jezusa wykorzystać do robienia własnej kariery. Tak było w historii świata i tak z pewnością jeszcze nieraz będzie.

4. W tym kontekście ważne jest pytanie o faktyczny znak rozpoznawczy uczniów Chrystusa. Chrystus na kartach Ewangelii daje na to pytanie odpowiedź: „poznacie ich po owocach”. Dla zobrazowania tego stwierdzenia odwołuje się Chrystus do podobieństwa w przyrodzie.

5. Idea znaku rozpoznawczego świadka, czyli odpowiedzialnego za chrześcijańską obecność w świecie - w czym się wyraża? Idea mojego znaku rozpoznawczego w świecie jako świadka wiernego - w czym się wyraża?

6. „Po tym poznają, że jesteście moimi świadkami...”. Mój znak rozpoznawczy prawdziwości bycia świadkiem.

7. Należy wyjść od podstawowego i chyba oczywistego dla nas wszystkich stwierdzenia, że wybierając Boga i stawiając go w samo centrum własnej wolności z pewnością nie chcieliśmy być tymi, którzy robią karierę dzięki Chrystusowi, i którzy dobrze się dzięki temu mają. U początku naszego wyboru, w naszych ideałach chcieliśmy być tymi, którzy Go uobecniali i uobecniają w świecie poprzez realizację dobra, którego istotą jest miłość. Podobnie jak On czasami traktowani pół serio w świecie dzisiejszym, podobnie jak On niekiedy spychani na margines życia społecznego. A jednak potrzebni, by swoim życiem świadczyć o prawdziwym wymiarze ludzkiej egzystencji.

8. Pytanie o znak rozpoznawczy mojej prawdziwości jako świadka wiedzie poprzez namysł nad własnym chrześcijańskim powołaniem i wynikającym z niego zobowiązaniem. Ważna jest tu odpowiedź na zasadnicze pytanie: ile z tego wszystkiego, co leżało u początku mojego wyboru pozostało?

9. Często jesteśmy jeszcze nie w pełni dojrzali i w sposobie tego, co robimy jako świadkowie, a co powinno być znakiem naszej prawdziwości, zauważyć można znaki młodzieńczej fantazji. Czasami jesteśmy już starzy, zmęczeni życiem, może nawet zgorzkniali i to, co robimy, robimy tonem przygasłym, w którym tak trudno doszukać się entuzjazmu i wiary w wieczność tych idei, którymi żyjemy. Czasami jesteśmy uczeni i to, co robimy, co głosimy jako prawdę także religijną ujmujemy w kategorię pojęć dla niewielu zrozumiałych. Czasami wreszcie jako świadkowie naszego wyboru Boga odkrywamy w sobie zwykłe ludzkie pragnienia: pokazać się, cenić pieniądze, mieć swoje ulubione potrawy, ludzkie słabostki – po prostu być normalnym człowiekiem. Czasami wreszcie odkrywamy w sobie ludzkie wady i normalne popełnione przez siebie zło. Szczególnie świadomość zła jest bardzo ciążąca, a niekiedy także przygniatająca. Rodzi się bowiem pytanie, czy można być świadkiem w swojej ludzkiej słabości i grzeszności?

10. Czy to wszystko, co powiedziano powyżej zaprzecza mojej prawdziwości jako świadka? Czy to wszystko przekreśla moją chrześcijańską obecność w świecie w sferze jej wyboru i wyznania?

11. Nie musi tak być. Może być tylko zwykłym ludzkim losem i doświadczeniem. Wydaje się, że w tym przypadku nie dotyka się bowiem istoty tego, co określamy pojęciem znaku rozpoznawczego świadka.

12. A więc, co jest znakiem mojej chrześcijańskiej prawdziwości?

Jest nim odejście, które jest powrotem – odejście od swoich spraw by powrócić do spraw innych ludzi. Tu jest ten element prawdziwości bycia świadkiem – wyjście ze świata swoich jednostkowych spraw po to, by podejmować problemy innych ludzi. A to jest nic innego jak realizacja miłości na wielorakich odcinkach współczesnego życia. Świadek nie może zamykać się tylko i wyłącznie w świecie swoich spraw – to byłby egoizm. Jeżeli bowiem całą swoją uwagę i wszystkie swoje wysiłki człowiek skupia na tym co ma, taki człowiek odchodzi – odchodzi bezpowrotnie. Nie ma żadnych szans powrotu do spraw innych ludzi – to znaczy do realizacji miłości jako fundamentalnego dobra moralnego. Jest się bowiem wtedy nieobecnym w tym, czym żyje świat.

13. Odejść od siebie , zmienić swój styl życia na bardziej altruistyczny. Zmienić swoją egocentryczną postawę – oto czego wymaga Chrystus od swoich świadków. Odejścia i powrotu do świata, do ludzi, odsłonięcia sobie widoków na sprawy ludzkie, odkrycia drugiego człowieka i jego spraw – miłości bezwarunkowej. To jest wymóg, który jednocześnie jest znakiem mojej prawdziwości – prawdziwości mojego bycia świadkiem.

14. Dopóki jestem człowiekiem wyboru, który widzi sens realizowania takiego programu, jestem prawdziwym świadkiem nawet, jeśli na marginesie mojego życia jest jakaś ilość pasożytów zdolnych jedynie do myślenia o sobie.

15. Dopóki w każdym z nas jest przekonanie o sensie realizowania takiego programu /odejść – powrócić, żeby kochać/ jesteśmy prawdziwymi świadkami. Dramat zaczyna się wówczas, gdy postawa pasożyta zyskuje rangę wzoru i staje się powszechna. Człowiek tak uformowany zatraca bowiem w sobie to wszystko, do czego by można się odwołać, chcąc go z powrotem włączyć w sprawy ludzkie, w sprawy świata.

16. Życie świadka, to jednak życie ciągłego wyboru Boga i Jego wyznania poprzez realizację dobra. Raz wybrawszy, człowiek jednak codziennie wybierać musi. Taka jest kondycja moralna człowieka. Chrystus w swoim człowieczeństwie potwierdził fakt, że życie człowieka, w tym także życie jego świadka, jest ciągłym pasmem wyborów pomiędzy dobrem i złem. Potwierdził to Chrystus w słynnej ewangelicznej scenie o kuszeniu na pustyni. Przeżył tam dramat pokus: rezygnacji z podjętego dzieła, zamknięcia się w sobie, odrzucenia idei wieczności. Taka jest też kondycja każdego człowieka. Nikt z nas nie jest poza dobrem czy złem, to znaczy poza moralnością. Jesteśmy albo w tym, co określamy dobrem, gdy realizujemy miłość w życiu codziennym, albo w tym, co określamy jako zło w momencie odchodzenia z krainy dobra. Najczęściej jednak człowiek ciągle się przedziera pomiędzy dobrem i złem dokonując własnych wyborów.

17. W tych wyborach człowiek, także świadek Chrystusa, czasami staje w samym centrum zła. To jest fakt. Gdybyśmy odrzucili tę prawdę o ludzkiej grzeszności, bylibyśmy nieuczciwi wobec siebie, innych a przede wszystkim Boga. Grzech nie jest bowiem siłą anonimową. Nie bierze się on znikąd. Ma swoje źródło, którym jest człowiek w swoich autonomicznych wyborach.

18. Dlaczego człowiek, istota świadoma, wolna i odpowiedzialna, wybiera także zło?

19. Dzieje się tak z dwóch przyczyn. Po pierwsze w każdym z nas, jako konsekwencja grzechu pierworodnego, tkwią określone energie zła. To nie znaczy, że nasza natura w najgłębszej swej istocie jest zła. Człowiek nie rodzi się demonem ciemności. Nie rodzi się jednak także aniołem świętości. Rodzi się z „pękniętą” kondycją moralną, której doświadczalnym elementem są owe energie zła. Energie zła to jeszcze nie zło. To tylko pewne ukierunkowanie na zło. Zło ma miejsce wtedy w życiu człowieka, w tym także świadka Chrystusa, kiedy człowiek w pełnej wolności poddaje się owym energiom zła.

20. Drugą przyczyna tkwienia człowieka w złu są pewne energie zła, które są w świecie otaczającym człowieka. Nikt z nas nie jest samotną wyspą. Żyjemy w świecie, w którym jest wiele rzeczy dobrych – świat sam w sobie jest pełen dobra. Świat jest jednak dotknięty także złem. Stąd mój etos nie jest poza sferą negatywnych wpływów współczesnego świata takich jak na przykład: relatywizm moralny, pewne oznaki sekularyzacji, zmiana w hierarchii wartości, ateizm praktyczny, konsumpcyjny styl życia. Takie oblicze ma dziś współczesna pokusa, którą sam Chrystus nazwał „duchem tego świata” albo „duchem ciemności”. Ma oblicze oddziaływania energii zła spoza człowieka na człowieka. Jest to jednak tylko pokusa. Zło staje się faktem dopiero wtedy, gdy człowiek w pełni świadomie poddaje się tym energiom.

21. Człowiek, także świadek Boga, jest zatem ciągle w pozycji wybierającego i w tych wyborach czasami staje w tym, co określamy jako zło moralne. Człowiek jednak potrafi wydobyć się ze zła, które stało się faktem. Ma bowiem drogocenny dar swojej ludzkiej natury, którym jest sumienie. Sumienie jest osobistym wartościowaniem moralnym człowieka. To dzięki sumieniu człowiek najpierw uświadamia sobie zło, gdy ono stało się faktem. Świadomość jednak to zbyt mało. Gdyby sumienie „pozostawiło” człowieka na płaszczyźnie świadomości zła, to byłoby to tragiczne. Świadomość zła po prostu zniszczyłaby człowieka. Sumienia zatem działa dalej w człowieku. Uświadamiając zło jednocześnie „pcha” człowieka w kierunku dobra, w kierunku Boga. Sumienie pozwala człowiekowi uchwycić jego najważniejszą relację – relację ludzkiego „ja” do Bożego „TY”. Tylko w tej relacji człowiek, w tym także świadek Boga, może być ocalony. Dzięki tej relacji człowiek odnajduje drogę do konfesjonału, gdzie dokonuje się ludzkie nawrócenie, czyli powrót do krainy dobra.

22. Ważne jest, by świadek współczesny miał pełne zrozumienie bogactwa tego faktu dla kształtowania jego etosu, którego istotą winna być miłość. Nie bez racji jest takie stwierdzenie. Dla wielu ludzi, w tym także dla tych, którzy wezwani zostali do dawania świadectwa, Sakrament Pokuty jest rozmijaniem się z bogactwem tego, co dzieje się w relacji mojego „ja” do Bożego „Ty”. Jest on często jedynie krążeniem wokół matematycznego zliczenia grzechów i techniki ich wyznania. Takie podejście do nawrócenia sprowadza go na płaszczyznę załatwienia „czegoś” w sposób rzeczowy.

23. Przypomnijmy sobie przypowieść o synu marnotrawnym. Całe bogactwo tej przypowieści zasadza się na płaszczyźnie osobowego spotkania syna i ojca. Gdyby ująć tę przypowieść, której istotą jest osobowe spotkanie ojca i syna, w sposób rzeczowy, to można by przedstawić ją w sposób następujący. Syn zapatrzony w swą wolność odchodzi – wybiera własną drogę. W pewnym momencie, pod wpływem wielu czynników, następuje uświadomienie sobie zła, które zostało popełnione. Zamiast jednak dążyć do spotkania z ojcem, syn pisze usprawiedliwienie. Wysyła je pocztą. Ojciec odbiera pocztę. Odsyła tą sama drogą odpowiedź o możliwości powrotu syna. Syn wraca i zamieszkuje w budynkach ojca, czekając na propozycję zawierającą warunki umożliwiające pobyt w domu.

24. Istotą jednak tej przypowieści, jak wspomnieliśmy, jest spotkanie osobowe syna z ojcem. To w tym osobowym spotkaniu dokonuje się dopiero właściwy powrót syna z krainy zła. Uklęknięcie syna, symbol jego nawrócenia, kończy się w ramionach ojca.

25. Zrozumieć faktyczną rzeczywistość własnego nawrócenia, a więc powrotu z krainy zła w krainę dobra, można tylko w płaszczyźnie zrozumienia, że przebiega to w sferze relacji mojego „ja” do Bożego „Ty”. To właśnie sumienie pozwala mi odkryć tę jedyną i niepowtarzalną relację. I wtedy ta świadomość, że to jest „wobec Ciebie”, że Bóg to wie, ta świadomość która z jednej strony człowieka zawstydza i upokarza, z drugiej strony równocześnie go ocala i ratuje.

26. W nawróceniu /metanoi/ nie chodzi zatem tylko o teoretyczne zsumowanie grzechów, ich wypowiedzenie, teoretyczny żal, ale o rzeczywiste rozstrzygnięcie, konstruktywny ruch całego człowieka w kierunku Dobra, to znaczy Boga. Jest to możliwe tylko i wyłącznie w płaszczyźnie osobowej. Tu dopiero w tym spotkaniu mojego „ja” z Bożym „Ty” dochodzą do głosu wszystkie elementy autentycznego powrotu z krainy zła w samo centrum dobra.

27.Odkrycie tej osobowej relacji jest moim byciem twarzą w twarz w obecności Boga. Można powiedzieć, że staję na tej samej płaszczyźnie co Bóg – płaszczyźnie osobowej. W ten sposób dokonuje się dynamiczne spotkanie Boga z człowiekiem. Konsekwencją tego spotkania jest z kolei uświadomienie sobie faktycznego stanu swojej moralnej kondycji. Jest rzeczą niemożliwą w pełni zrozumieć swoją grzeszność, jeśli się nie jest w sferze osobistego spotkania z Bogiem. Doświadczając w tym spotkaniu Boga, a w Nim miłości, dobra, prawdy, człowiek odkrywa siebie w swojej grzeszności i niedoskonałości. W tym spotkaniu ukazują się dopiero różne postacie zła: niewłaściwie ukierunkowane myśli, zachwianie w hierarchii wartości, niewierność wobec podjętych zobowiązań, brak miłości i międzyludzkiej solidarności itp. To osobowe spotkanie z Bogiem demaskuje zło jako szeroką przestrzeń egoizmu i pogardy dla innych. Im bardziej człowiek doświadcza Boga, tym pełniejsze jest jego doświadczenie własnej moralnej kondycji.

28. Uświadomienie sobie faktycznej kondycji /człowieka grzesznego/ rodzi z kolei w spotkaniu z Bogiem potrzebę zerwania ze złem i odwróceniem się od tego, co nie jest godne człowieka jako świadka. Kiedy bowiem człowiek uświadamia sobie Kim jest Ten, z którym się spotyka, rodzi się w nim poczucie niegodności, żal za zło i potrzeba odwrócenia się od zła.

29. Ten namysł nad treścią zła połączony z faktycznym pragnieniem odwrócenia się od niego, spotyka się w owej osobowej relacji mojego „ja” do Bożego „Ty” z przebaczeniem idącym od Boga. Przebaczenie w tej osobowej relacji jest inicjatywą Boga. Oznacza to, że nie ja - człowiek jednam się z Bogiem, ale Bóg przyjmuje mnie w przebaczeniu /Ojciec biorący syna w ramiona/. Jestem pojednany, ponieważ otrzymałem przebaczenie. Pojednanie jest zatem następstwem przebaczenia.

30. Przebaczenie Boga jest początkiem pełnego mojego przeobrażenia. Bóg przebaczając w tym osobowym spotkaniu „oddala” niejako od człowieka „cień grzechu” – umożliwia jego faktyczne wyrzucenie z własnego wnętrza. W ten sposób owo przebaczenie stwarza przestrzeń, którą w człowieku na nowo może wypełnić Bóg. Nawrócenie jest zatem nie tylko odwróceniem się od zła, ale ruchem człowieka w kierunku Dobra – w kierunku Boga. Jest to zatem przyjęcie Boga w samo centrum mojej ludzkiej wolności. Każda metanoia doprowadza ostatecznie do tego, że faktem staje się nowe stworzenie człowieka. W tym osobowym spotkaniu następuje niejako „przebóstwienie” człowieka przez, że to Bóg „wchodzi” w nas jako zaczyn nowego życia, w którym zostaje zniszczony egoizm, w którym miłość rozlewać się będzie w darze dla innych. Poprzez przeżycie osobowej relacji mojego „ja” do Bożego „Ty” – odkrytej dzięki sumieniu – dokonuje się niejako moje „nowe narodzenie”, wyrażające się w fakcie, że sam Bóg wewnętrznie wypełnia mnie do tego stopnia, iż mogę powtórzyć za św. Pawłem: „Już nie żyję ja, lecz żyje we mnie Chrystus”.

31. Taka jest bogata rzeczywistość autentycznego nawrócenia, które dokonuje się w sferze osobowego spotkania z Bogiem. Owo nawrócenie przekracza niejako ludzkie wyobrażenia, bo to nie tylko Bóg spotyka się z człowiekiem, w którym to spotkaniu człowiek ocenia siebie, ale Bóg przyjmuje człowieka, wypełnia go sobą, przemienia w nowe stworzenie – na tyle oczywiście, na ile człowiek wyraża na to zgodę w swojej wolności.

32. Nawrócenie nie jest zatem teoretycznym zsumowaniem własnych grzechów i techniką ich wypowiedzenia. Jest faktyczną zmianą i to nie tylko zmianą kierunku w życiu człowieka, ale zmianą całego życia. W tym sensie jest szansą moich ludzkich powrotów z krainy zła w samo centrum dobra.

33. Los świadka Chrystusa:

  • to pasmo moich wyborów między dobrem i złem
  • to niejednokrotnie dramat odchodzenia poprzez wybór zła
  • to jednak bogactwo rzeczywistych moich powrotów do krainy dobra.

Powroty zaś są możliwe tylko i wyłącznie w relacji mojego ludzkiego „ja” wobec Bożego „Ty”. Tylko ta relacja pozwala na pełny powrót: „Jeszcze się kiedyś rozsmucę, jeszcze do Ciebie powrócę.......I z taką wielką żałobą będę się żalił przed Tobą, że duch mój przed Tobą klęknie.... i wtedy serce mi pęknie”.

34. A więc nich pękają nasze serca. Bo tę pęknięcia nie wiodą ku śmierci ale ku życiu – ku pełni życia w ramionach Boga.

 

ŚWIADEK TRWAJĄCY W BOGU - MOJA MODLITWA

1.Nasze świadectwo dawane Bogu w świecie współczesnym wymaga nie tylko odwagi bycia, ale także ciągłych wyborów pomiędzy dobrem i złem. Jak wspomnieliśmy, czasami w tych wyborach człowiek odchodzi z płaszczyzny dobra i zatrzymuje się w krainie zła. To także ma miejsce w życiu świadka Chrystusa. Wtedy jest najtrudniej dawać świadectwo. Człowiek ma bowiem świadomość, iż podobny jest do „zakurzonego drogowskazu”. Czy „zakurzony drogowskaz” może jeszcze wskazywać właściwą drogę? Czy można z niego odczytać właściwy kierunek? Jak trudno z taką świadomością być świadkiem. Trzeba jednak trwać. Czasami bowiem jeszcze z kierunku upadku drogowskazu można odczytać właściwą drogę.

2. Jako świadkowie mamy zawsze szansę powrotu w samo centrum dobra. Szansą tą jest zawsze spotkanie mojego „ja” z Bożym „Ty” w Sakramencie Pokuty, w którym Bóg przyjmuje człowieka w przebaczeniu. Sakrament ten zatem niejako pozwala świadkowi na nowo powrócić na właściwą pozycję w świecie. W tej pozycji trzeba jednak wytrwać.

3. Czy świadek Chrystusa, uwikłany często w walkę z samym sobą, jest w stanie trwać, by w świecie współczesnym realizować dobro?

4. Chrystus na kartach Ewangelii bardzo jasno określił nieodzowny warunek tego trwania: „Ja jestem krzewem winnym a wy latoroślami....Tylko ten kto trwa we Mnie przynosi owoc obfity...Nic beze mnie nie możecie uczynić”. Chrystus zwraca uwagę na samą istotę pozycji Jego świadka, wykorzystując obraz z przyrody. Winna latorośl tylko dlatego cechuje się tak wielką dynamiką, ponieważ swoje życiodajne soki czerpie z pnia, w którym tkwi. Jak pień jest życiem dla latorośli, tak Chrystus jest życiem i dynamizmem obecności świadka w świecie.

5. „Tylko ten, kto trwa we mnie przynosi owoc obfity...Nic beze mnie uczynić nie możecie...”. Moje trwanie w Chrystusie!!! Jednym z istotnych elementów tego trwania jako nieodzownego warunku mojej chrześcijańskiej obecności w świecie jest modlitwa.

6. MOJA MODLITWA!!!

Aby moje życie było świadectwem realizacji dobra we współczesnym świecie, abym umiał trwać w samym centrum dobra, abym ja sam nie zagubił się w ciągłym napięciu pomiędzy dobrem a złem – potrzebny jest mi dialog modlitewny. Nie wolno być obok tego, co stanowi egzystencjalną treść naszego życia jako świadka. Wprawdzie można być w jakiś sposób przygotowany do dawania świadectwa w świecie, jeśli jednak w codziennej, regularnej modlitwie nie będzie człowiek czerpał Bożego dynamizmu, musi nastąpić zastój i stagnacja. Jeszcze będziemy czerpali z dawniej nagromadzonej energii, jeszcze będziemy korzystali ze wspomagającej modlitwy naszych przyjaciół, ale będzie to już marna wegetacja chyląca człowieka, a w tym świadka prawdy i dobra, ku nieodzownej katastrofie.

7. „Ja jestem krzewem winnym a wy latoroślami...Nic beze mnie uczynić nie możecie...”. Jeżeli naszego trwania na pozycji świadka nie będziemy stale zasilali dynamizmem Bożego życia poprzez modlitwę, pozostanie pustka i automatyzm działania jeszcze przez jakiś czas, aż przyjdzie dzień zupełnego bezsensu, który określa się dniem odejścia z pozycji świadka.

8. Moja modlitwa jako element mojego trwania w Bogu – jaka być powinna?

Wiele napisano i powiedziano o modlitwie. Warto jednak zwrócić uwagę, w jaki sposób sam Chrystus na kartach Ewangelii zdefiniował istotę tej modlitwy, która rzeczywiście jest elementem trwania człowieka w jedności z Bogiem, a bez której nie ma prawdziwej realizacji dobra. Swój „wykład” o modlitwie ujął Chrystus w trzech zasadniczych punktach.

9. „Jeśli chcesz się modlić wejdź do swej komory i zamknij drzwi”.

W wypowiedzi tej zwraca Chrystus uwagę na istotny element modlitwy, jakim jest odosobnienie. Istnieje różnica i to zasadnicza pomiędzy znalezieniem się w samotności, a zdobyciem się na samotność. Tej drugiej samotności wymaga Chrystus jeśli modlitwa ma być moim autentycznym trwaniem w Bogu. Trzeba zatem otworzyć drzwi komory swojego ludzkiego wnętrza i pozostać tam sam na sam ze sobą, ale przede wszystkim sam na sam z Bogiem. Świadomość mojego bycia z Bogiem w wyciszeniu swojego wnętrza, czasami nas - świadków prawdy - przeraża i budzi niepokój. To zło i wina, która ma miejsce także w życiu każdego z nas każe nam czasami stronić przed autentycznym spotkaniem z Bogiem. Łatwiej wtedy ukryć się w tłumie. Jeśli jednak istotą mojej modlitwy jest bycie przed Bogiem, to samotność wewnętrzna jest nieodzowna. Ta wewnętrzna samotność jest nam świadkom w szczególny sposób potrzebna dziś, w zgiełku życia. Dlaczego potrzebna w modlitwie ta wewnętrzna samotność?

10. Kiedy człowiek wychodzi na pustynię, to znaczy kiedy zdobywa się na samotność, kiedy jest sam przed Bogiem, niekoniecznie staje się od razu lepszy. Staje się jednak bardziej prawdziwy. Widzi siebie już nie przez pryzmat tego, co o nim mówią inni ludzie. Często w ramach codziennego życia jesteśmy bowiem podobni do aktorów, którzy grają swoje życiowe role. Trzeba zejść z desek sceny i schronić się za kulisami. Dopiero tam aktor jest sobą – jest prawdziwy. Widzi siebie w całej prawdzie i wydaje pełne świadectwo o sobie.

11. Zobaczyć siebie w całej prawdzie może świadek tylko i wyłącznie w samotności swojego wnętrza, w którym niejako „dotyka” Boga. Zobaczyć zaś siebie w całej prawdzie, to warunek nieodzowny porządkowania siebie. Nie mając bowiem przed sobą owej „widowni”, przed którą gramy, stajemy się po prostu sobą, porządkując naszą skalę wartości, która wyznacza naszą prawdziwą obecność w świecie.

12. „Na modlitwie nie bądźcie gadatliwi... wie Ojciec wasz, czego potrzebujecie..”

Chrystus zwraca uwagę na fundamentalną sprawę w modlitwie. Modlitwa nie może być wielością wypowiadanych słów. Mogłoby to świadczyć o przekonaniu, że Bóg jest daleki. On zaś jest tak bliski, że człowiek może go niemal dotknąć.

13. Żyjemy dziś w nawale wypowiadanych słów. Potok słów przeniesiony na modlitwę może nam zasłonić Boga, może zagłuszyć Boga, który kieruje do nas swoje słowo. Modlitwa jest dialogiem, a to oznacza, że musi w niej być także milczenie – milczenie po to, by usłyszeć przychodzącego Boga. Gadulstwo przeniesione na modlitwę może sprawić, że człowiek nie doświadczy Boga. Boga można usłyszeć tylko w ciszy słuchania. Św. Augustyn wyrazi to w sposób jednoznaczny, a mianowicie, że nasze pragnienia ukryte w sercu są w odniesieniu do Boga tym, czym nasza mowa i słowa w odniesieniu do ludzi. Tylko w modlitwie, która jest dialogiem można Bogu wszystko powiedzieć, ale także usłyszeć Go w jego oczekiwaniach.

14. „Wy zatem módlcie się tak: Ojcze nasz.....”

Swój „wykład” o modlitwie kończy Chrystus wzorem modlitwy, która ma kierować życiem świadka prawdy i dobra. Modlitwa, którą przytacza Chrystus w swej najgłębszej treści ukazuje przede wszystkim właściwą hierarchię wartości. Zwykliśmy bowiem w naszych modlitwach zamykać się często w świecie naszych jednostkowych spraw pozostawiając na uboczu problemy innych ludzi, wielorakich wspólnot, całego świata. W ten sposób modlitwa nasza może być wyrazem naszego religijnego egoizmu. Dotyka bowiem tylko mnie i moich spraw. Tymczasem Chrystus zwraca uwagę, że modlitwa Jego świadków dotyczyć w pierwszej kolejności winna problemów wychodzących poza zakres naszych jednostkowych spraw: „Twoje imię niech się święci, Twoje Królestwo niech przyjdzie, Twoja wola niech się dzieje”. Dopiero w dalszej kolejności dochodzić winny nasze jednostkowe sprawy: „Chleba powszedniego daj mi, odpuść mi moje winy, nie wódź mnie na pokuszenie”. W modlitwie świadka problemy własne nie mogą przesłaniać problemów o wymiarze globalnym, problemów innych ludzi. Znakiem bowiem rozpoznawczym prawdziwości świadka jest odejście ze świata swoich spraw po to, by ciągle i na nowo powracać do świata problemów innych ludzi.

15. MOJA MODLITWA!!!

Kiedy więc wchodzę do swojej „wewnętrznej izdebki” winienem stawiać sobie pytanie: dokąd idę i po co?

  • Idę na spotkanie z Bogiem, które może dokonywać się tylko w samotności.
  • Idę, by zobaczyć siebie w całej prawdzie i wydać sąd o sobie, a to jest możliwe tylko w spotkaniu osobowym z Bogiem.
  • Idę, by poczuć się wolnym, bo tu w Jego obecności bez świadków jestem autentycznie wolny.
  • Idę, by wyjść nowym człowiekiem, silniejszym człowiekiem, Bożym człowiekiem ubogaconym dynamizmem Bożej łaski.
  • Idę po to, by nie zatrzymywać się tylko i wyłącznie na swoich jednostkowych sprawach, ale by wracać do spraw innych ludzi.
  • Idę po to, by wracać do świata z poczuciem „zakorzenienia” w Bogu i Jego miłości i tym samym zmieniać oblicze tego świata.

Jesteśmy jako świadkowie wezwani do wyznawania Boga poprzez realizację dobra – tego dobra, które ma zmieniać oblicze współczesnego świata. Niech zatem żaden nasz dzień nie minie, abyśmy przynajmniej raz nie zjawili się w swoich „wewnętrznych izdebkach” przed Bogiem.

16. Panie w ciszy swojego wnętrza przychodzę Cię błagać: NAUCZ MNIE MODLIĆ SIĘ.

 

MOJE „ZAKORZENIENIE ” W BOGU – EUCHARYSTIA

„Nic beze mnie uczynić nie możecie...Tylko ten przynosi owoc obfity, kto trwa we Mnie...”.

1. Moje „zakorzenienie” w Bogu dokonuje się nie tylko poprzez dialog modlitwy, ale przede wszystkim poprzez Eucharystię. Ona jest szczególną wartością dla świadków Chrystusa. Bez Eucharystii niemożliwe jest autentyczne wyznanie Boga poprzez realizację dobra.

2. Sobór Watykański II, który miał na celu odnowę Kościoła o określenie jego właściwego miejsca w świecie współczesnym, wiele miejsca w swoich dokumentach poświęcił Eucharystii. Już w pierwszym dokumencie, jakim jest Konstytucja o Liturgii w czytamy: „Zbawiciel nasz podczas Ostatniej Wieczerzy tej nocy, kiedy został wydany ustanowił Eucharystię, Ofiarę Ciała i Krwi swojej, aby z niej na całe wieki, aż do swego przyjścia utrwalić Ofiarę Krzyża i tak umiłowanemu Kościołowi powierzyć pamiątkę swej Męki i Zmartwychwstania: sakrament miłosierdzia, znak jedności, węzeł miłości, ucztę paschalną, w której przeżywamy Chrystusa, w której dusza napełnia się łaską i otrzymuje zadatek przyszłej chwały”. O wielkim znaczeniu Eucharystii mówi także Dekret o posłudze i życiu kapłanów: „W Najświętszej Eucharystii zawiera się całe duchowe dobro Kościoła, a mianowicie sam Chrystus, nasza Pascha i chleb żywy”.

3. Wydaje się, że przytoczone tu wypowiedzi Soboru w sposób jednoznaczny określają i definiują znaczenie Eucharystii, nie tylko dla życia wspólnoty Kościoła, ale także dla każdego wyznawcy Chrystusa. Gdy więc analizujemy naszą chrześcijańską obecność w świecie, nie możemy pominąć tej rzeczywistości, która w pełni „zakorzenia” nas w Bogu, a tym samym staje się źródłem energii realizacji dobra.

4. Kiedy mówimy o Eucharystii musimy mieć świadomość, że dotykamy jednej z największych tajemnic wiary. Zapewne jest to tajemnica przezwyciężająca wszelkie ludzkie wyobrażenia i oczekiwania, tajemnica przed którą człowiek powinien pochylić swoje dumne czoło i przyjąć ją w pokorze swojego umysłu albo odrzucić. Nie dokonaliśmy bowiem jeszcze i z pewnością nie dokonamy nigdy pełnego wejścia w tajemnicę rzeczywistej obecności Chrystusa w Eucharystii.

5. Eucharystia jako rzeczywista obecność Boga wśród nas jest nie do udowodnienia – jest tylko i wyłącznie do uwierzenia.

EUCHARYSTIA – czym jest dla mnie jako świadka realizującego swoją chrześcijańską obecność w świecie?

6. Mimo, że Eucharystia stanowi wielką tajemnicę wiary, mogę, a nawet powinienem do tej tajemnicy nieco się przybliżyć, przekładając ją na język własnej rzeczywistości. To jest mój moralny obowiązek, jeśli poprzez Eucharystię mam „zakorzeniać” się w Bogu.

7. Na kartach Ewangelii odnajdujemy słowa Chrystusa, przez pryzmat których możemy przybliżyć się do tajemnicy Eucharystii: „Oto ja jestem z wami po wszystkie dni, aż do skończenia świata”.

8. Był moment, że w ludzką rzeczywistość wszedł Bóg w osobie Jezusa Chrystusa. Wszedł po to, aby człowiekowi uwikłanemu w zło stworzyć nową perspektywę życia – życia w dobru i prawdzie. Konsekwencją tego „wejścia” była konieczność pozostania. Także współczesny człowiek uwikłany w zło potrzebuje perspektywy życia w dobru i prawdzie. To zaś jest niemożliwe bez Boga.

9. Dlatego Bóg pozostał blisko człowieka: „Ja jestem z wami po wszystkie dni......”. Pozostał w swoim słowie utrwalonym na kartach Biblii, jest obecny w swoim Kościele, który jest jego Mistycznym Ciałem, jest obecny w każdej zgromadzonej w Jego imię wspólnocie.

10. W szczególny sposób pozostał jednak w Eucharystii. Pozostał wśród ludzi pod postacią zwykłego kawałka chleba. Dlaczego pod tą postacią? To także jest tajemnicą. Może chciał być tak nieodzowny człowiekowi w sferze jego życia duchowego , jak zwykły chleb w sferze życia biologicznego. Pozostał i to jest dla Jego świadków najważniejsze!!!

11. Pozostał! – Aby dzisiejszy człowiek mógł tak jak tamci ludzie spotykający Go niegdyś, mógł zrozumieć siebie, sens własnej egzystencji, znaleźć odpowiedź na wiele trudnych dręczących człowieka pytań. Tylko w Nim człowiek, także Jego świadek, odnajduje bowiem sensowne odpowiedzi na nurtujące go problemy.

12. Pozostał!!! – Aby człowiek uwikłany w ciągłą walkę z samym sobą, swoimi słabościami, niedoskonałościami, złem - mógł opanować siebie. Dzisiejszy człowiek na ogół ceni siłę materii – siłę mięśni, elektryczności, atomu. Człowiek dzięki tej sile opanował świat. Niestety nie osiągnął panowania nad sobą. Nie zapanował nad swoimi słabościami, namiętnościami, energiami zła. Często swoim życiem człowiek, w tym także świadek Chrystusa, powtarza słowa św. Pawła: „Dwa zakony czuję w członkach swoich i nie to czynię, co chcę, ale to czego nie chcę, to czynię”. Człowiek nie jest w stanie opanować siebie w swoich słabościach i swojej grzeszności poprzez siłę materii. Tę nieodzowną siłę – siłę ducha - daje Chrystus obecny w Eucharystii. Podkreślił to w sposób jednoznaczny na kartach Ewangelii: „Jeślibyście nie pożywali ciała Syna Człowieczego i nie pili krwi Jego, nie będziecie mieć żywota w sobie”. Z kolei każdy, kto łączy się z Chrystusem w Eucharystii może powtórzyć za św. Pawłem: „Wszystko mogę w tym, który mnie umacnia”.

13. Pozostał!!! – Aby człowieka współczesnego umacniać na drodze realizacji jego powołania. Nie ulega wątpliwości, że człowiek podejmując określony sposób realizacji swojej chrześcijańskiej obecności w świecie, angażuje się w świat najpiękniejszych ideałów. Z czasem w wielu wypadkach przychodzi jednak zniechęcenie. Mamy dzisiaj coraz więcej ludzi, którzy z wielkich ideałów swoich pragnień i ambicji „walą się w proch ziemi”. Często wtedy współczesny człowiek przeobraża swoje życie w przeciętną wegetację. Chrystus pozostał w Eucharystii, aby umacniać wewnętrznie człowieka na drodze dynamicznej realizacji jego chrześcijańskiej obecności w świecie. Tylko eucharystyczne zakorzenienie w Bogu pozwala człowiekowi wytrwać na pozycji świadka wiernego.

14. Pozostał!!! – Aby tworzyć z nas jedną solidarną wspólnotę – rodzinę. „Ludzi dzieli ogrom ludzkich spraw” – śpiewamy w jednej z młodzieżowych religijnych piosenek. Dzieli nas wiele spraw, a On Chrystus chciał, abyśmy byli jedną solidarną rodziną. I oto pośrodku takich ludzi Chrystus ustawia wspólny stół /ołtarz/ i kładzie chleb, którym jest On sam. Chrystus znał doskonale psychikę człowieka i wiedział, że tym co autentycznie łączy jest wspólny stół. Kto zasiada do wspólnego stołu? – Ci, którzy czują się bliscy i solidarni. Od wspólnego stołu odchodzić będą ci, których nic nie łączy. Wspólny stół to przecież symbol zjednoczenia tak wielkiego, jak tylko wyobrazić sobie można w najlepszej rodzinie. Tu gromadzą się tylko ci, którzy się nawzajem akceptują, są dla siebie pełni szacunku i miłości.

15. Nas - wielorako zróżnicowanych ludzi gromadzi Chrystus wokół swojego stołu – ołtarza, by nas karmić chlebem – Sobą, a tym samym tworzyć z nas solidarna wspólnotę. W ten sposób , w zamiarze Chrystusa, Eucharystia ma wymiar społeczny. Wspólny Stół i wspólne dzielenie się Chlebem nie tylko symbolizuje jedność, ale faktycznie ją sprawia.

16. Chrystus pozostał w Eucharystii z człowiekiem i dla człowieka. Jak odpowiadam na ten dar Boga dla człowieka?

17. Analizując współczesną rzeczywistość ma się wrażenie pewnego paradoksu: na ołtarzach płonie ogień, a współczesny człowiek marznie; z Eucharystii tryska źródło żywej wody, a człowiek współczesny często ginie z pragnienia; tabernakulum rozsiewa światło, a człowiek współczesny chodzi w ciemnościach; z ołtarza płynie siła, a my słaniamy się ze słabości; radość daje Jezus, a my chodzimy zniechęceni i smutni?

18. Dlaczego tak jest? Chyba dlatego, że zbyt słaba jest wiara współczesnego człowieka w Jego faktyczną obecność tu i teraz. Bo gdyby większa była wiara współczesnego człowieka, inny byłby jego stosunek do Eucharystii: do Mszy św., Komunii św., adoracji Najświętszego Sakramentu. Chrystus zaprasza nas do wspólnego eucharystycznego stołu. Jak ja - jako Jego świadek - przyjmuję to zaproszenie?

19. EUCHARYSTIA - BÓG Z NAMI I BÓG DLA NAS – tak bliski, że człowiek współczesny może Go dotknąć. Czym jest dla ciebie człowieka początku XXI wieku Jego obecność w tej formie - rzeczywistością czy fikcją?

20. Pierwsi chrześcijanie modlili się tak:

„Jak ten chleb, co zmienia się w Chrystusa ciało

z wielu ziaren pszenicznych się rodzi

Jedno wino, co się krwią Chrystusa stało

z wielu winnych gron pochodzi

Jak ten chleb, co złączył złote ziarna

tak niech miłość złączy nas ofiarna

Jak ten kielich łączy kropel wiele

tak nas Chryste w swoim złącz Kościele”.

21. Niech ta modlitwa, dla tych, którzy chcą manifestować swoją chrześcijańską obecność w świecie, będzie prośbą o zrozumienie wartości Eucharystii i o Jej dowartościowanie we własnym życiu.

22. „Nic beze mnie nie możecie uczynić...”. Moja chrześcijańska obecność w świecie mająca charakter odwagi bycia wymaga trwania w Bogu. Nie ma „zakorzenienia” w Bogu bez dialogu modlitwy i Eucharystii. Nie ma też bez modlitwy i Eucharystii świadectwa dawanego dobru i prawdzie.